Jeszcze 30 lat temu zwyczaj tatuowania się – w naszym kręgu kulturowym –
był ograniczony do wąskich środowisk utożsamianych z tzw. marginesem
społecznym. Tatuaże nosili wówczas głównie przestępcy, narkomani i
członkowie różnych subkultur młodzieżowych (skinheadzi, punki,
heavy-metalowcy). Przełom XX i XXI wieku stał się jednak widownią
niesamowitej wręcz popularności tatuaży. Używając pewnej retorycznej
przesady, można powiedzieć, iż zaczęli tatuować się wszyscy: aktorzy,
gwiazdy rocka, sportowcy, dzieci z tzw. dobrych domów. Wedle jednej z
przeprowadzonych w 1997 roku ankiet co najmniej jeden tatuaż posiadało
przeszło 35 procent wszystkich graczy amerykańskiej ligi koszykarskiej
NBA (wśród nich takie megagwiazdy owej drużyny jak: Michael Jordan czy
Shaquille O 'Neal). Jeśli chodzi zaś o gwiazdy przemysłu muzycznego, to
tatuaże stały się wśród nich wręcz czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego.
Patrząc na zdjęcia przedstawiające rockmanów można odnieść nieraz
wrażenie, iż prześcigają się oni w „ozdabianiu” swego ciała coraz
większą ilością, co bardziej to wymyślnych tatuaży. Z badań
przeprowadzonych w 2006 roku wynikało, iż zwyczajowi tatuowania się
poddało się 40 procent mieszkańców USA w wieku od 18 do 40 lat. Na
pomysł promocji tatuaży wpadł nawet przemysł zabawkarski, wypuszczając
na rynek „wytatuowane” lalki – doczekaliśmy się już nawet słynnej
„Barbie” z tatuażami.
Inaczej mówiąc: tatuaże stały się dziś „cool”
i „trendy”, a fakt ich posiadania coraz mniej kojarzy się z byciem
kryminalistą czy innym „wyrzutkiem społecznym”, a staje się sposobem na
naśladowanie podziwianych i oklaskiwanych przez media „celebrytów”.
Warto zatem zastanowić się nad tym, czy popularność tatuaży jest
pozytywnym, obojętnym moralnie, czy może negatywnym znakiem naszych
czasów? Czy modę na tatuaże należy zaliczyć do tego rodzaju mód, które
są stosunkowo niegroźne i nieszkodliwe (jak jazda na wrotkach czy
deskorolce) czy może kryje się za nią coś więcej? Tradycyjna pogańska praktyka
By spróbować odpowiedzieć sobie na te pytania, warto przyjrzeć się z
bliska historycznemu rodowodowi tatuaży. Otóż zwyczaj robienia sobie
różnorodnych malunków i znaków na ciele był przez tysiące lat popularny
wśród sporej części społeczności o charakterze pogańskim, zaś pośród
chrześcijan, jeśli występował to bardziej na zasadzie wyjątku niż
ogólnie przyjętej normy. Tatuowanie się wśród pogan nie stanowiło
bynajmniej jakiejś obojętnej duchowo praktyki w rodzaju naszych
społecznych konwenansów mówiących nam, w której ręce należy trzymać
widelec, a w której nóż, ale było czynnością naznaczoną w bardzo silny
sposób piętnem pogańskich wierzeń i przesądów. W prymitywnych kulturach
wykonywanie tatuażu należało często do szamanów oraz innych pogańskich
kapłanów i kapłanek, zaś sama ta praktyka była uważana za akt magiczny,
mający na celu (w zależności od poszczególnych wierzeń): wywoływanie lub
wypędzenie duchów; prośba o ochronę skierowana do zwierząt, bożków, sił
przyrody i kosmosu; ochronę przed czarami i urokami; zachowanie
młodości bądź uzyskanie nadludzkiej siły, etc. Tatuaże były też
traktowane jako symbol oddania się poszczególnym bóstwom czy swoisty
znak pozwalający na identyfikację danej osoby w zaświatach (np. Hindusi z
Begal wierzyli, że dzieci pozbawione tatuaży nie będą mogły być
rozpoznane po śmierci przez swych rodziców). Trudno się zatem dziwić, iż Pismo święte zawiera jasny zakaz tatuowania się: „Nie będziecie się tatuować”
(Kapł 19, 28), zaś różni papieże w historii (m.in. Hadrian I)
zakazywali chrześcijanom owej praktyki jako pogańskiej i barbarzyńskiej.
Przez wieki chrześcijańscy misjonarze ewangelizujący pogańskie ludy i
plemiona walczyli też z owym rozpowszechnionym tam zwyczajem. Dość
wspomnieć, iż kiedy hiszpańscy konkwistadorzy zetknęli się wśród Azteków
z tatuażami z miejsca uznali ową praktykę za dzieło diabła, mimo że
wcześniej w ogóle nie mieli z nią żadnej styczności. Oczywiście
nie znaczy to, iż do poł. 20 wieku, żaden chrześcijanin nie nosił
tatuażu. Owszem zdarzało się to również wśród chrześcijan, a czasami
było to nawet motywowane w chrześcijański sposób (np. niektórzy z
wyznawców Chrystusa żyjący pośród muzułmanów czynili sobie tatuaże w
kształcie krzyża po to by w razie śmierci zapewnić sobie chrześcijański
pochówek). Nie ulega jednak wątpliwości, że przez kilka tysiącleci
tatuaż był niemal powszechną praktyką wśród pogan, a jeśli zdarzał się
wśród chrześcijan to nie działo się to zbyt często. Czym tatuaże są dziś?
Ktoś może rzecz, iż skoro niektóre ze zwyczajów w ciągu wieków
zmieniły swą kulturową treść z pogańskiej na chrześcijańską (jak miało
to miejsce np. w przypadku wielu bożonarodzeniowych i wielkanocnych
symboli oraz praktyk), to nie możemy potępiać tatuaży tylko dlatego, że
niegdyś miały one zazwyczaj niechrześcijańskie znaczenie. Ten argument
czasami jest słuszny, ale w stosunku do tatuowania się, jest wyjątkowo
słaby, a to z kilku powodów: Po pierwsze:
nie wszystkie z rozpowszechnionych niegdyś wśród pogan praktyk i
zwyczajów zostało zakazane i potępione przez Pismo święte. Nie miało to
miejsca w przypadku malowania jajek (pisanek), przystrajania choinek czy
też wypiekania rogalików (co kiedyś czyniono na cześć księżyca, który
był uważany przez niektórych politeistów za bóstwo). Jednak w wypadku
m.in. takich pogańskich zwyczajów jak: czary, wywoływania duchów
zmarłych, składanie swych dzieci w ofierze bożkom czy też tatuowanie
się, mamy do czynienia z jasnym zakazaniem ich przez Pana Boga na
kartach Starego i/lub Nowego Testamentu. Z tego faktu można więc wnosić,
iż o ile część ze zwyczajów może być powiązana z pogaństwem tylko na
zasadzie zmiennej i relatywnej (jak w przypadku pisanek, choinkowych
drzewek czy rogalików), o tyle niektóre z praktyk mogą być złe i
niechrześcijańskie w swej istocie. Czy tatuaże należą do tej drugiej
kategorii? Chociaż niektóre z praktyk zakazanych w Starym Testamencie
nie zostały potępione na wieczne czasy i dziś już chrześcijan nie
obowiązują (jak np. jedzenie wieprzowiny) to jednak fakt, iż tatuowanie
się zostało zabronione na kartach Biblii uprawdopodobnia tezę, iż ów
zwyczaj jest zły i /lub niebezpieczny ze swej natury, a nie tylko ze
względu na zmienne kulturowo-historyczne okoliczności. Prawdą
jest, że starotestamentowy Boży zakaz tatuowania się nie został
dosłownie powtórzony w Nowym Testamencie, ale nawet to nie jest jeszcze
ostatecznym argumentem za poglądem o nieobowiązywaniu go dzisiaj. Wszak
starotestamentowe zakazy seksu ze zwierzętami, czynienia ze swych córek
sakralnych prostytutek oraz palenia dzieci w ofierze Molochowi też nie
zostały w żadnej z nowotestamentowych ksiąg wyraźnie powtórzone, ale
któż ośmieliłby się twierdzić, że skoro tak, to nie obowiązują już one
chrześcijan? Poza tym, o ile niektóre ze starotestamentowych zakazów (i
nakazów) zostały w Nowym Testamencie (wyraźnie lub co najmniej
domyślnie) uchylonych, o tyle, żaden fragment z czterech Ewangelii,
Dziejów Apostolskich, listów apostołów, czy Apokalipsy św. Jana nawet
nie sugeruje, że czynienie na swym ciele malunków i znaków może być
dobre, dozwolone i prawowite. Późniejsze wypowiedzi Magisterium Kościoła
zakazujące tatuowania się wydaję się potwierdzać, iż owo
starotestamentowe przykazanie nie należało do tych z nich, które wraz z
nadejściem Nowego Przymierza straciły na swej aktualności i ważności.
Nie wydaje się też zbyt prawdopodobną teza, jakoby starotestamentowy
zakaz tatuaży dotyczył tylko tych z nich, które były czynione na
pamiątkę zmarłych. To prawda, że Boży zakaz tatuowania się jest
poprzedzony napomnieniem: „Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym”
(Kapł. 19, 28), ale nie każde nacinanie swego ciała jest równoznaczne z
robieniem sobie tatuażu. Nacięcie swego ciała zasadniczo polega na
zadaniu sobie krwawej rany i to też było często czynione przez pogan w
celu uczczenia swych zmarłych. Jednak tatuowanie się jest czymś znacznie
więcej niż tylko nacięciem swego ciała, gdyż jego istotą jest
pozostawienie na sobie malunków, napisów bądź graficznych symboli.
Nacięcie swego ciała i tatuowanie się nie muszą więc być jedną i tą samą
praktyką, która została objęta jednym Bożym zakazem. Po drugie: nie
ma większych wątpliwości, iż przynajmniej w naszym kręgu kulturowym,
zwyczaj tatuowania się, zazwyczaj sprzyja reklamie i promowaniu zła.
Olbrzymia większość tatuaży przedstawia demony (lub też ich symbole w
postaci np. węży czy smoków), piekło, śmierć, trupie czaszki, potwory,
zoombies, przelew krwi, sceny prezentujące tortury, wyuzdaną nagość i
seks oraz wulgaryzmy i bluźnierstwa. Warto też wspomnieć, że owe malunki
często nie tylko, że są brzydkie i ohydne jeśli chodzi o ich warstwę
estetyczną, ale dodatkowo wydaje się, iż owa szpetota jest tu czyniona w
taki sposób by z jednej strony sprawiała wrażenie możliwie jak
najbardziej odrażającej, z drugiej zaś strony pociągającej i kuszącej (w
sztuce coś takiego nazywa się turpizmem). Owszem
istnieją tatuaże przedstawiające Pana Jezusa, Najświętszą Pannę Marię
czy Aniołów, ale pomijając już nawet fakt, iż w mniejszej części mają
one rzeczywiście na celu promocję chrześcijaństwa (częściej ich kontekst
jest co najmniej wątpliwy, jeśli nie wprost bluźnierczy) to przecież
istnieje wiele o niebo lepszych metod ewangelizacji niż prezentowanie na
swym ciele religijnych malowideł. Inaczej mówiąc: tatuaże są
kolejnym ze sposobów za pomocą których do postchrześcijańskich
społeczeństw aplikowane są okultyzm, bluźnierstwa, zmysłowość,
rozwiązłość, brzydota i wulgarność. Po trzecie: tatuowanie
poprzez wystawianie swego ciała na pokaz sprzyja próżności i
nieskromności, a także jest formą oszpecania się, które zniekształca
piękno Bożego stworzenia. Im więcej ktoś czyni na swym ciele tatuaży,
tym większą pokusę będzie żywił, by pokazywać je innym, przez co też tym
więcej będzie odkrywał swego ciała. Nierzadko tatuaże są nawet czynione
w miejscach najbardziej intymnych lub też w ich bezpośredniej bliskości
po to by uczynić ich widok bardziej prowokującym i zachęcającym.
Zgodnie jednak z Bożą wolą powinniśmy się raczej skromnie ubierać, niż
rozbierać i wystawiać swe ciała na publiczny pokaz. Nieskromność w
ubiorze i zachowaniu wydatnie sprzyja rozprzestrzenianiu się grzechów
nieczystości, a zwyczaj tatuowania się często okazuje się ich
sprzymierzeńcem. Poza tym, naturalne poczucie piękna i
estetyki podpowiada nam, iż czynienie na swym ciele różnych malunków i
znaków bardziej je szpeci, aniżeli wydobywa z niego piękno. Paradoksem
jest, że owe oszpecanie własnego ciała często jest czynione w celu
uczynienia go bardziej atrakcyjnym i pociągającym, ale nie od dziś
wiemy, iż nawet brzydota potrafi być (po początkowych odruchach
nakazujących odrzucenie jej) dla ludzi źródłem rozrywki. „Strzeżcie się pozorów zła”
Czynienie na swym ciele malowideł, znaków i napisów, nawet jeśli by je
uznać nie za złe i/lub same w sobie (co byłoby dyskusyjną tezą) to
niewątpliwie wciąż pociąga za sobą wiele z pozorów bezbożności
nieprawości. Historyczne pochodzenie tatuażu jest ewidentnie pogańskie,
praktyka ta została jasno zakazana przez Pana Boga, zaś współcześnie
inspiracje i treść olbrzymiej większości tatuaży należy określić mianem
złych i demonicznych. Istnieje więc wiele ważnych powodów by trzymać się
od tatuaży z daleka, a niewiele by rozważać „ochrzczenie” czy
„chrystianizację” tego zwyczaju.