Bł. Jan Paweł II Ecclesia de Eucharistia 61

Bł. JAN PAWEŁ II ECCLESIA DE EUCHARISTIA 61 "Poświęcając Eucharystii całą uwagę, na jaką zasługuje, oraz dokładając wszelkich starań, aby nie umniejszyć jakiegokolwiek jej wymiaru czy wymogu, stajemy się rzeczywiście świadomi wielkości tego daru. Zaprasza nas do tego nieprzerwana tradycja, która od pierwszych wieków dopatrywała się we wspólnocie chrześcijańskiej strażnika opiekującego się tym «skarbem». Kościół, powodowany miłością, troszczy się o przekazywanie kolejnym pokoleniom chrześcijan wiary i nauki o Tajemnicy eucharystycznej, tak aby nie została zagubiona choćby najmniejsza jej cząstka. Nie ma niebezpieczeństwa przesady w trosce o tę tajemnicę, gdyż «w tym Sakramencie zawiera się cała tajemnica naszego zbawienia»"

wtorek, 4 czerwca 2013

DYSKUTUJEMY: "Problem „grzechów pokoleniowych” i „uzdrowienia międzypokoleniowego”



nadesłane 
diakon Jacek Jan Pawłowicz

Sporo się dzisiaj słyszy o tzw. „grzechach pokoleniowych” i „uzdrowieniu międzypokoleniowym”. Organizowane są specjalne nabożeństwa (zwłaszcza przez różnego rodzaju grupy Odnowy) głosi się mnóstwo konferencji, publikuje się różnego rodzaju książki, naucza się „uzdrowienia”, kształci się liderów... W Internecie można znaleźć wiele „wyspecjalizowanych” modlitw o uzdrowienie międzypokoleniowe. Wśród wspomnianych publikacji prawdziwą furorę robi książka o. Roberta DeGrandis SSJ, który jest członkiem Towarzystwa Świętego Józefa, które służy katolickiej społeczności charyzmatycznej na całym świecie, pt. Uzdrowienie międzypokoleniowe (Łódź 2003)[1].
To wszystko wprowadza wiele zamieszania wśród wiernych, a nawet wśród duchowieństwa. Wymienione wyżej praktyki i nabożeństwa mają swoich zwolenników i przeciwników. W związku z tym sądzę, że warto zastanowić się nad tym, jak tego typu praktyki mają się do tego, co nt. grzechu i jego skutków w życiu człowieka naucza Pismo św. i Kościół. Wpierw jednak musimy określić, co będziemy rozumieć pod pojęciami „grzechy pokoleniowe” i „uzdrowienie międzypokoleniowe”. 
Co to są grzechy pokoleniowe?
Skrótowo problem można przedstawić w następujący sposób. Podstawowym założeniem jest to, że grzechy przodków wywierają wpływ na życie obecnie żyjących członków ich rodziny. Wpływ ten może mieć wymiar duchowy, ale także i cielesny, wyrażać się np. w postaci jakiejś choroby, może też być związany z życiem społecznym danego człowieka stając się powodem jego kłopotów i różnorakich niepowodzeń. Jeśli tak, jeśli nasi przodkowie obarczyli nas odpowiedzialnością za swoje grzechy i my nie wiedząc o tym w taki czy inny sposób cierpimy, to trzeba człowieka uzdrowić. „Uzdrowieniem” tym należy objąć także przodków bez ograniczeń, co do ilości pokoleń, choć mówi się, że wystarcza sięgnąć do piętnastego czy szesnastego pokolenia wstecz. Tego „uzdrowienia” dokonuje się przy pomocy specjalnych modlitw lub nabożeństwa.
Warto sobie również uświadomić skąd się wywodzi sama praktyka i idea „uzdrowienia międzypokoleniowego”. Otóż prekursorem tej praktyki był dr Kenneth McAll – urodzony w 1910 r. w Chinach anglikański lekarz terapeuta i jednocześnie misjonarz. Na podstawie swojej wieloletniej praktyki doszedł on do wniosku, że istnieje związek pomiędzy niektórymi chorobami a siłami zła. Po powrocie do Anglii, pracując z osobami psychicznie chorymi, stosował w swojej terapii również praktykę modlitwy. Łącząc poznane tradycje Wschodu z praktyką lekarską doszedł do wniosku, że duchy przodków odgrywają znaczącą rolę w chorobach somatycznych potomków. Niestety, sam dr Kenneth McAll, również cierpiał na zaburzenia psychiczne. Chwalił się np. swoimi spotkaniami z Jezusem na chińskich równinach, gdzie Jezus miał go nawiedzać i z nim spacerować. To właśnie prace tego człowieka dały początek poszukiwaniu uzdrowienia w minionych pokoleniach. Na niego też powołuje się o. Robert DeGrandis, autor wspomnianej już książki.
Jak widać, praktyka „uzdrowienia międzypokoleniowego” nie wywodzi się z tradycji katolickiej, a nawet chrześcijańskiej. Ma swoje zakorzenienie w wierzeniach religii wschodnich, które szczególnym kultem otaczają przodków i wierzą w reinkarnację. Powstał więc swoisty synkretyzm religijny, który wykształcił nowe zjawisko, które można nazwać „reinkarnacją grzechu”.

Przyczyny popularności tego zjawiska
Kolejnym pytaniem, które samoistnie się nasuwa, są przyczyny popularności tego zjawiska. Dlaczego właśnie teraz „uzdrowienie międzypokoleniowe” zyskuje tylu zwolenników i to nie tylko wśród świeckich, ale i niektórych duchownych? Przecież choroby, cierpienia, krzywdy i niepowodzenia istnieją od prawieków. Wydaje się, że jednym z powodów jest postępujący zanik poczucia osobistego grzechu we współczesnym człowieku. Papież Pius XII w jednej ze swoich wypowiedzi stwierdził wyraźnie: najcięższym grzechem współczesnego świata jest utrata poczucia grzechu[2]. Patrząc oczyma wiary na historię ludzkości można zauważyć, że wraz z utratą poczucia grzechu, słabnie także zrozumienie, czym jest autentyczna wolność. Dana nam przez Boga umiejętność pełnienia Jego woli (por. 1 Tes 4,3) sprawia, że człowiek odpowiada przed nim za swoje czyny i ich konsekwencje. Kto czyni zło, nadużywając wolności i trwoniąc otrzymane dary, popadając w niewolę i obrażając miłość Stwórcy, łatwo zatraca ową odpowiedzialność, a za swoje nieszczęścia i niepowodzenia obarcza odpowiedzialnością innych np. przodków, jak to ma miejsce w przypadku grzechów pokoleniowych[3].
Dzisiaj coraz więcej ludzi nie odczuwa już konieczności, potrzeby przemiany ich grzesznego życia przez Boga. Dlatego, to właśnie Bóg – według nich - a nie człowiek, powinien zasiąść na ławie oskarżonych, by odpowiadać za niedoskonałość swojego stworzenia. Człowiek żąda dla siebie głębokiej niewinności[4]. Jakże często można się spotkać ze stwierdzeniem: ale ja nie mam grzechów. Tymczasem mówiąc, iż nie mamy grzechów, lub że to nie my jesteśmy za nie odpowiedzialni, oszukujemy samych siebie (por. 1J 1,8), Objawienie rzuca jednoznaczne światło na tę kwestię, pokazując, że dzisiejszy „obłęd niewinności”, „bezgrzeszności” w rzeczywistości jest skrajną postacią okłamywania siebie, wywołaną przez sam grzech, a demaskując formy trawestacji winy (maskowania), wskazuje jednocześnie realną możliwość porzucenia niewoli grzechu i dostąpienia autentycznego, wyzwalającego działania Miłosierdzia Bożego[5].
Niestety współczesny człowiek, jakże często, unika odpowiedzialności za swoje grzechy i przewinienia uciekając w różnego rodzaju psychologizmy. Winien jest Pan Bóg, winni są przodkowie, ale nie ja! Popełniłem grzech, zrobiłem coś niegodnego człowieka, skrzywdziłem kogoś – ale to nie ja jestem winien! Takiego mnie Panie Boże stworzyłeś! Taka jest moja natura, uwarunkowania psychologiczne, genetyczne, społeczne etc. Cóż mogę poradzić, że takich miałem przodków! Człowiek dzisiejszy – pisał K. Rahner – odnosi raczej wrażenie, że to Bóg musi być usprawiedliwiony, a nie że on sam musi ulec przemianie – w obliczu i przez Boga – z istoty niesprawiedliwej w istotę usprawiedliwioną[6]. Człowiek, owszem chce być usprawiedliwiony, „uzdrowiony”, ale jak najmniejszym kosztem, bez wysiłku, bez trudu przemiany swojego życia. Współczesnemu człowiekowi łatwiej jest doszukiwać się przyczyn swoich niepowodzeń u innych niż w samym sobie, w swoim osobistym grzechu, w swoim nieuporządkowanym życiu.
Przykłady można by mnożyć, ale podajmy choćby jeden, który wydaje się być bardzo aktualnym. Młoda dziewczyna, chce się „wyszumieć”, „zaznać miłości”, którą mylnie rozumie, jako niczym nieskrępowaną swobodę seksualną. Aż strach pomyśleć, jak wielu młodych swoim życiem i postępowaniem odpowiedziało na hasło: róbta, co chce ta! Już jako nastolatka stosuje hormonalną antykoncepcję, w której nie widzi niczego złego, wręcz przeciwnie, przecież „ona się zabezpiecza”. Potem przychodzi czas się ustatkować, zakłada rodzinę i normalną koleją rzeczy chce mieć dzieci, ale pomimo wielu prób ich nie ma. I kto jest winien? To Pana Boga sadza na ławie oskarżonych. Winien jest Kościół, bo zabrania in vitro. Winni są wszyscy dookoła, ale nie ona. Przyczyn swojej tragedii – bo niepłodność z pewnością jest tragedią – dopatruje się wszędzie, ale nie u samej siebie. Być może zacznie obwiniać także i swoich przodków, ale nie pomyśli, że jest to konsekwencja jej „wolnego” wyboru, którego kiedyś dokonała prosząc lekarza o przepisanie tabletek antykoncepcyjnych.
Gdy człowieka dotyka nieszczęście, to owszem zaczyna szukać pomocy, także w Bogu. Ale tę pomoc chce uzyskać, jak już wspomniałem, jak najtańszym kosztem. Bez dogłębnej refleksji nad swoim osobistym życiem i swoim osobistym grzechem. Często ucieka w praktyki wręcz magiczne. Sądzi, że powtarzana jak jakaś mantra, formuła modlitewna, udział w nabożeństwie „uzdrowienia” od razu przyniosą oczekiwany skutek. Bez pogłębionego życia sakramentalnego i wcześniejszego uporządkowania swojego własnego życia. W drobiazgowy sposób zaczyna analizować życie swoich przodków, ich grzechy, niedoskonałości, przewinienia, tylko nie swoje własne. Sądzi, że „rynsztok” grzechów i win przodków spłynął na niego. Ta fala płynąca z poprzednich pokoleń zatruwa nieustannie jego życie uniemożliwiając mu tym samym obiektywne spojrzenie na własne grzechy i winy. Potwierdzenia swoich „odkryć” doszukuje się nawet w Piśmie świętym, traktując Je w sposób wybiórczy, a nie całościowy.

„Grzech pokoleniowy” w Biblii
Mentalność Ludu Starego Przymierza była tożsama z mentalnością ludów wschodnich, ludów pustyni, które na podstawie obserwacji otaczającego ich świata starały się, w sobie właściwy sposób, wiele rzeczy wytłumaczyć i je zrozumieć. Dlatego w Narodzie Wybranym funkcjonowało m.in. przeświadczenie, że jeśli komuś się źle wiodło, jeśli kogoś dosięgła taka czy inny choroba, to było to spowodowane złym życiem jego lub kogoś z jego rodziny. Jako karę Boga i hańbę poczytywano np. niepłodność, gdyż wielość dzieci była, i jest do dnia dzisiejszego wśród ludów semickich, wyraźną oznaką błogosławieństwa Bożego. Tak było np. w przypadku św. Elżbiety i narodzin jej syna św. Jana Chrzciciela:  Po tym czasie jego żona Elżbieta poczęła, lecz ukrywała to przez pięć miesięcy mówiąc (sobie): Pan to uczynił, kiedy raczył zmazać moją hańbę (jaką byłam okryta) wśród ludzi (Łk 1, 24-25).
Podobnie było z chorobami i kalectwem, gdy ktoś zachorował lub był dotknięty jakaś niepełnosprawnością, to było to, dla jego sąsiadów i znajomych, wyraźnym znakiem tego, że zgrzeszył on sam albo ktoś z jego przodków. Taką rodziną pogardzano, a samego chorego czy kalekę izolowano od społeczności (i nie chodziło w tym przypadku tylko o trędowatych). Efekty tej mentalności możemy zaobserwować jeszcze u uczniów Mistrza z Nazaretu: Jezus przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże (J 9,1-3). Tak więc, Chrystus dystansuje się, zrywa więzi z tą mentalnością, z takim rozumieniem choroby i kalectwa.
Jednak problem choroby i cierpienia, jako kary za grzechy swoje i przodków nie jest w Biblii traktowany zawsze tak samo i jednoznacznie. Nie była to norma. Mamy tego jaskrawy przykład w historii Hioba, który jako sprawiedliwy cierpi w sposób zupełnie niezawiniony. Czego dowód znajdujemy już w pierwszych zdaniach księgi noszącej jego imię: Żył w ziemi Us człowiek imieniem Hiob. Był to mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła. (…) Był najwybitniejszym człowiekiem spośród wszystkich ludzi Wschodu (Hi 1, 1-3).  Choć Hiob, ani jak należy przypuszczać nikt z jego rodziny, nie zasłużył sobie na taką niedolę, to jednak cierpi, zostaje mu odebrane niemal wszystko.
Nie mniej jednak w Piśmie świętym rzeczywiście znajdują się fragmenty mówiące bezpośrednio o karze za grzechy przodków. Oto kilka z nich:
Pan, Twój Bóg, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia (Wj 20,5).
Pan […] zsyła kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia (Wj 34,7).
Pan karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia (Lb 14,18).
Jestem Bóg karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i czwartym pokoleniu (Pwt 5,9).
Jednak w tej samej Biblii, a nawet niekiedy w tych samych księgach, znajdujemy inne wypowiedzi autorów natchnionych odnośnie omawianej kwestii. Przykładem tego jest fragment z Księgi Jeremiasza, w której czytamy: W tych dniach nie będą już więcej mówić: Ojcowie jedli cierpkie jagody, a synom zdrętwiały zęby, lecz: Każdy umrze za swoje własne grzechy; każdemu, kto będzie spożywał cierpkie jagody, zdrętwieją zęby (Jr 31,29-30).
Z kolei prorok Ezechiel pisze: Na moje życie - wyrocznia Pana Boga. Nie będziecie więcej powtarzali tej przypowieści w Izraelu. Oto wszystkie osoby są moje: tak osoba ojca, jak osoba syna. Są moje. Umrze tylko ta osoba, która zgrzeszyła (Ez 18,3-4).
W Księdze Powtórzonego Prawa w rozdziale 24 werset 16 znajdujemy tę samą zasadę odpowiedzialności indywidualnej, która znajduje się u Jeremiasza: Ojcowie nie poniosą śmierci za winy synów ani synowie za winy swych ojców. Każdy umrze za swój własny grzech.
Jak widać z przytoczonych fragmentów, nie chodzi tu o dosłowną „nieprawość” czy „występek” ojców w znaczeniu ich grzechu osobistego, którego się dopuścili i za który odpowiedzialność poniosą ich dzieci, ale raczej o ich zły przykład, który miał wpływ na wychowanie ich dzieci, które postępując podobnie, jak ich ojcowie, umrą „za swój własny grzech”.
Mało tego, okazuje się, że cytowane przez zwolenników „uzdrowienia międzypokoleniowego” fragmenty Biblii, które jakoby miały potwierdzać ich tezę o grzechu pokoleniowym i jego następstwach w życiu następnych pokoleń, mają swoje rozwinięcie i dopowiedzenie. Okazuje się, że są one trochę dłuższe, niż te cytowane w książkach. Niewiele, ale jednak dłuższe i świadczy to o wybiórczym, a w pewnych przypadkach wręcz manipulatorskim posługiwaniu się tekstami natchnionymi. Dla przykładu, cytowany powyżej fragment z Księgi Wyjścia, w którym czytamy, że: Pan, Bóg twój, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia - ma swoje rozwinięcie i dopowiedzenie, a mianowicie: okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia względem tych, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań (Wj 20,5).
Inny fragment z tej samej księgi, w którym ukazany jest Jahwe, jako zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia – ale… ten sam Bóg jest miłosierny i litościwy, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia (Wj 34,7).
W Księdze Liczb, owszem Bóg karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia, ale – jak podkreśla autor natchniony -  bogaty w życzliwość, przebacza niegodziwość i grzech; odpuść więc winy tego ludu według wielkości Twego miłosierdzia  (Lb 14,18).
Z tego płynie wniosek, że nad sprawiedliwością Boga, nad Jego słusznym gniewem, triumfuje Jego Miłosierdzie. Potwierdzenie tej prawdy znajdujemy również w objawieniach św. s. Faustyny Kowalskiej – Apostołki Bożego Miłosierdzia, w których Pan Jezus mówi do niej: nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzę wpierw jako Król miłosierdzia[7]. „Grzech pokoleniowy” stoi więc w sprzeczności z prawdą o Bożym Miłosierdziu i o Jego przebaczającej Miłości. Jeśli nawet Lud Starego Przymierza dopatrywał się w różnych nieszczęściach kary Bożej za winy przodków, to przeświadczenie to nie ma już takiego zastosowania do Ludu Nowego Przymierza. Gdyż Chrystus nie przyszedł na ziemię, aby znosić Prawo i Proroków, ale aby je w doskonały sposób wypełnić (por. Mt 5,17). A doskonałym wypełnieniem tego Prawa jest miłość i miłosierdzie. To właśnie miłości brakowało legalizmowi żydowskiemu i dlatego w Bogu widzieli nie tyle miłosiernego Ojca, co karzącego Sędziego.

 Każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu (Rz 14,12)
Widzimy więc, że grzech jest zawsze czymś osobistym, wymaga on aktualnego i nieuporządkowanego chcenia woli. I nie może być on niczym innym. Tak samo też jest i z karą za grzech. Każdy osobiście ponosi karę za swój grzech. Wyraźnie pisze o tym św. Paweł w Liście do Rzymian: każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu (Rz 14,12).
W Adhortacji apostolskiej bł. Jana Pawła II Reconciliatio et penitentia czytamy, że grzech w znaczeniu prawdziwym i właściwym jest zawsze aktem konkretnej osoby, ponieważ jest aktem wolności poszczególnego człowieka, a nie zaś aktem grupy czy wspólnoty[8]. Aby „zaistniał” grzech śmiertelny, za który człowiek mógłby odpokutować i ponieść zasłużoną karę, muszą być spełnione określone warunki. O warunkach tych wyraźnie mówi Katechizm: aby grzech był śmiertelny, są konieczne jednocześnie trzy warunki: Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą[9]. Nie można więc ponosić odpowiedzialności, kary, za coś czego 1) w ogóle się nie dopuściłem, 2) nie miałem świadomości, 3) nie wydałem zgody, a nawet – dodajmy – nie mogłem temu zapobiec, bo grzechu dopuścił się mój np. prapradziadek. Zadośćuczynić, pokutować, można jedynie za swoje grzechy[10]. Owszem zawsze można, a nawet trzeba, modlić się za swoich przodków i prosić Boga o darowanie im kar za ich grzechy, ale nie można być karanym za ich grzechy.
Inną kwestią jest to, że Kościół naucza o tzw. grzechach cudzych, za które ponosimy odpowiedzialność i karę. Jednak tylko wtedy, gdy w jakiś sposób przyczyniamy się do grzechów popełnianych przez innych, stajemy się współwinni popełnionego zła. Kto radzi, lub wręcz nakazuje, bliźniemu, żeby popełnił grzech, jest winny tego grzechu, bo czyni to w sposób dobrowolny i świadomy. Grzechem jest również milczenie, gdy na widok ewidentnego zła „nabiera wody w usta” w imię „delikatności”. Jest to dziś grzech nagminnie popełniany w imię fałszywej wolności (liberalizmu) i fałszywej tolerancji. Panoszę więc odpowiedzialność za cudzy grzech, ale dlatego, że jestem w taki czy inny sposób współwinny, że w nim współdziałam[11]. Nie ma to jednak nic wspólnego z „grzechami pokoleniowymi”.
Inną kategorią grzechów są tzw. grzechy społeczne, które w tym wykazują pewne podobieństwo do „grzechów pokoleniowych”, że niektórzy powołując się na grzechy społeczne (mylnie je rozumiejąc i interpretując) całkowicie pomniejszają odpowiedzialność jednostki. To nie konkretny człowiek jest winny, ponosi odpowiedzialność za swoje czyny, winne jest społeczeństwo, grzeszne struktury, które ono tworzy.
Kolejne podobieństwo, ale tylko pozorne, odnosi się do skutków grzechu popełnianego przez konkretnego człowieka. Prawdą jest, że grzech każdego człowieka (popełniony nawet przed latami) dotyka w jakiś sposób innych, gdyż narusza ludzką solidarność, rzutuje mniej lub bardziej wyraźnie na całą rodzinę ludzką; w tym znaczeniu można przypisać każdemu grzechowi charakter społeczny. Grzech jednakże zawsze jest czynem konkretnej osoby, gdyż jest aktem wolności pojedynczego człowieka, nie zaś jakiejś grupy czy wspólnoty[12]. W przypadku grzechów społecznych nie ma też mowy o karze czy odpowiedzialności za grzech jednostki, którą mieliby ponosić inni ludzie w następnych pokoleniach. Dlatego jest nie do przyjęcia, takie ujęcie grzechu społecznego, które mniej lub bardziej świadomie prowadzi do rozwodnienia i prawie do całkowitego usunięcia elementu osobistego, uznając jedynie winy i odpowiedzialność społeczną. U podstaw każdej grzesznej sytuacji stoi zawsze konkretna osoba, która grzeszy, i która za ten grzech ponosi odpowiedzialność i karę[13].
Warto również sobie uświadomić, że akumulacja i koncentracja licznych grzechów osobistych, lub zewnętrzne, społeczne konsekwencje tych samych grzechów osobistych, dają początek tak zwanemu „grzechowi struktur” lub „strukturom grzechu”[14].  Jednak zawsze, co trzeba z mocą podkreślić, za każdym z tych grzechów (grzechy społeczne, grzechy struktur) stoi osobisty grzech jednostki, za który ona (w mniejszym lub większym stopniu) ponosi odpowiedzialność.
Jak widać, choć grzech jednostki ma wpływ na całą rodzinę ludzką, nawet na dalsze pokolenia, to jednak, to konkretny człowiek, który dopuścił się zła, ponosi za nie odpowiedzialność. Nie można scedować tej odpowiedzialności na jego rodzinę. Z tego samego powodu nie można doszukiwać się przyczyn nieszczęść i niepowodzeń w winach i grzechach poprzednich pokoleń (pomijam tu kwestie materialne, gdy np. dziadek roztrwonił fortunę i z tego powodu rodzina popadła w biedę, mam tu na myśli przede wszystkim kwestie duchowe czy też choroby, które jakoby, miałyby być karą za grzechy przodków).
Jedynym grzechem, który jest przekazywany na dalsze pokolenia, jest grzech pierworodny, co wyraźnie podkreślił Sobór Trydencki w Dekrecie o grzechu pierworodnym, w którym czytamy: „Jeśliby ktoś twierdził, że grzech Adama jemu samemu tylko zaszkodził, a nie jego potomstwu” i że otrzymaną od Boga świetność i sprawiedliwość, którą utracił, stracił dla siebie tylko, a nie dla nas również, albo że on sam skalany przez grzech nieposłuszeństwa, śmierć tylko i cierpienie fizyczne przekazał całemu rodzajowi ludzkiemu, nie zaś i grzech także, który jest śmiercią duszy – niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych, gdyż sprzeciwia się Apostołowi mówiącemu: „Przez jednego człowieka grzech wszedł na ten świat, a przez grzech śmierć i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli”(Rz 5,12)[15]. Grzech osobisty, ani kara za ten grzech, nigdy nie jest przekazywana na kolejne pokolenia, jak mylnie uczą zwolennicy „grzechów pokoleniowych i „uzdrowienia międzypokoleniowego”.

Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć, że nauka – przywołanego na wstępie - o. DeGrandisa, a zawarta w jego książce Uzdrowienie międzypokoleniowe, opiera się w dużej mierze na psychologii Carla Junga i na badaniach przywołanego dr Kennetha McAlla. Należy zwrócić uwagę na to, że z ukazaniem się książki o. DeGrandisa zbiegł się w czasie wydany przez Papieską Radę ds. Dialogu Międzyreligijnego dokument zatytułowany: Jezus Chrystus dawcą wody życia - Chrześcijańska refleksja na temat New Age. W dokumencie tym czytamy: Jung podkreślał transcendentalny charakter świadomości i wprowadził ideę nieświadomości kolektywnej, rodzaj magazynu symboli i wspomnień wspólnych dla ludzi w różnym wieku i z różnych kultur. Jung przyczynił się do „sakralizacji psychologii”, które to zjawisko stało się istotnym elementem myśli i praktyki New Age. Jung rzeczywiście „nie tylko spsychologizował ezoteryzm, ale także zsakralizował psychologię, przez wprowadzenie do niej elementów ezoterycznych spekulacji. (…) W odpowiedzi na zarzut, że „psychologizował” chrześcijaństwo, Jung stwierdził, że „psychologia jest współczesnym mitem i tylko w terminach bieżącego mitu możemy zrozumieć wiarę”[16]. Tak więc dla Junga wiara jest mitem, a z psychologii uczynił wiarę.
Dlatego tym bardziej „reinkarnacja grzechu” czy też „przechodzenie” grzechu na kolejne pokolenia, o którym nauczają zwolennicy „uzdrowienia międzypokoleniowego”, nie ma uzasadnienia ani w Piśmie św., ani w Tradycji i nauczaniu Kościoła.  Tego typu idee i praktyki należy uznać za bezpodstawne i niebezpieczne dla życia duchowego wiernych i samej doktryny Kościoła. Propagowanie ich prowadzi do pewnego rodzaju „uspokajania” czy „wyciszania” sumień przez przerzucanie odpowiedzialności za swoje błędy, grzechy, popełnione zło na poprzednie pokolenia. Zwalnia to wierzącego z postawy czujności, co staje się źródłem dalszych jego grzechów. Tymczasem chrześcijanina powinna cechować postawa nieustannego czuwania, o której poucza św. Piotr Ap.: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!  (1P 5,8).

Zainteresowanych tematem odsyłam również do ciekawych tekstów ks. bpa A. Siemieniewskiego:



[1] Już na wstępie trzeba wyjaśnić, że przywołana książka spotkała się z negatywną oceną specjalnej Komisji teologicznej przy Polskiej Centrali Odnowy w Duchu Świętym. Dla pełnej jasności przytaczam pełną treść tego oświadczenia, które zostało zamieszczone w: „Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym” 2004 nr 4 (73), s. 51-52: Komisja Teologiczna przy Krajowym Zespole Koordynatorów Odnowy w Duchu Świętym - Oświadczenie dotyczące książki o. Roberta DeGrandis SSJ, Uzdrowienie międzypokoleniowe, Łódź 2003.
Nie polecamy tej książki do lektury, ani nie polecamy zawartych w niej praktyk modlitewnych.
Pomimo dwóch pozytywnych aspektów książki:
Na podstawie dogmatu o świętych obcowaniu, o. R. DeGrandis uświadamia czytelnikowi odpowiedzialność za tych, co poprzedzili nas na drodze życia i zachęca do modlitwy za zmarłych.
Ponadto autor książki budzi w czytelniku świadomość duchowego wpływu wydarzeń życia (na przykład praktyk okultystycznych) członków rodziny, którzy już zmarli na tych którzy żyją obecnie.
Stwierdzamy w książce budzące niepokój następujące treści:
Tendencje redukcyjne w komentowaniu cytatów biblijnych i sakramentów świętych (np. s. 27, 69, 102);
Brakuje precyzji w interpretowaniu omawianych przez niego zjawisk  (por. s. 29, 38, 104);
Pojawia się nie do przyjęcia tendencja wizualizacji w modlitwie, manipulowanie wyobraźnią, które jakby manipuluje Bożym działaniem (s. 29, 90);
Podejście magiczne (mechaniczne, automatyczne) do modlitwy (por. 18, 20, 55, 68).
W skład w/w Komisji wchodzą m. in.: Ks. M. Cholewa, Ks. M. Nowosielski i kilku innych. Niestety pomimo tak negatywnej oceny, pozycja ta nadal jest rozprowadzana na masowych spotkaniach Odnowy. W 2008 roku ukazało się już piąte wydanie tej książki nakładem Wydawnictwa Odnowy w Duchu Świętym – Łódź.
[2] Pius XII, Przemówienie, Rzym 26.10.1946.
[3] Por. E. C. Merino, R. Garcia de Haro, Teologia moralna fundamentalna, Kraków 2004, s. 559-460.
[4] Por. R. Tremblay, S. Zamboni, Synowie w Synu. Teologia moralna fundamentalna, Warszawa 2009, s. 319.
[5] Por. tamże, s. 320.
[6] K. Rahner, Podstawowy wykład wiary, Warszawa 1987, s. 80.
[7] Św. F. Kowalska, Dzienniczek, 83.
[8] Jan Paweł II, Adhortacja apostolska Reconciliatio et penitentia, 16.
[9] KKK 1857.
[10] KKK 1459.
[11] Zob. KKK 1868.
[12] Por. Papieska Rada Iustitia et Pax,  Kompendium Nauki Społecznej Kościoła, Kielce 2005, 117.
[13] Por. tamże; zob. także Adtort. Apost. Reconciliatio et penitentia, 16.
[14] Zob. Jan Paweł II, Encyklika Sollicitudo rei socjalis, 36; zob. także KKK 1869.
[15] Breviarium Fidei, 309.
[16] Papieska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego, Jezus Chrystus dawcą wody życia - Chrześcijańska refleksja na temat New Age, Watykan 03.02.2003, 2.3.2.

Administracja nie ponosi odpowiedzialności za treści nadesłane. Służą one do szerszej dyskusji i dlatego zostały podjęte.