DLACZEGO JESTEŚMY
WIECZNIE KARŁAMI? Dlaczego nie wzrastamy? Dlatego, że nie podnosimy
wzroku ku naszym prawdziwie wielkim mężom z dawnych i nowych czasów.
Takim wielkim mężem był Eliasz, Jan Starego Zakonu.
Eliasz -
wzór chrześcijańskiej stanowczości! Żył w złych czasach. Dom królewski
znieprawiony. Bałwochwalstwo stało się religią dworu. Całe armie
sprzedajnych proroków łasiły się u stołu księcia. Religia prawdziwego
Boga wygnana była z kraju. Skryta i otwarta walka religijna wrzała w
Izraelu. Dobrzy byli wszędzie w mniejszości. Taki stan rzeczy
demoralizuje, denerwuje masy i odbiera im odwagę. Większość odpada.
Może Eliasz narzekać: „Synowie Izraela opuścili Zakon. Zburzyli ołtarze.
Proroków mieczem zabili. Pozostałem sam, i oni pomrą po moim życiu" (1
Król 19,10).
W tym czasie upadku zjawia się Eliasz. Jeden
przeciw milionom. Cóż poradzi sam? Po ludzku mówiąc, nic. Z Bogiem
wszystko. Eliasz sam jeden nie obawia się potęgi najwyższego rządu.
Staje przed obliczem króla: Jak Bóg żywię, Bóg Izraela, nie spadnie w
tych latach ani rosa, ani deszcz, jedno według słów moich. Ty i dom twój
sprowadziliście nieszczęście na kraj. Grzechy królów są nieszczęściem
ludów. Błędy rządów plagami narodów. A powiedziawszy to, odszedł.
Prawda
jest dla wszystkich. Nie ma tak uprzywilejowanych grzeszników, przed
którymi by zamilkła. Prawda jest dla wszystkich, także dla tych, co
siedzą na tronach, wysokich urzędach i złotych krzesłach.
Szczytem nieszczęścia dla kraju jest brak niezależnych, nieustraszonych
proroków, którzy tak samo nawołują prosty lud, jak i możnych, głośno i
wyraźnie - nie milkną ani przed księciem, ani przed ministrem, choćby im
śmierć groziła. Majestat prawdy stoi ponad wszelkimi majestatami
doczesnymi, a suwerenność Pana ponad wszelką zwierzchnością ziemską.
I
to się wkrótce pokazało. Król wzywa Eliasza przed siebie. Posyła
rotmistrza z 50 żołnierzami, aby przywiedli świętego. Rozkaz brzmi:
Człowiecze Boży, król rozkazał, abyś zstąpił z góry Karmelu i abyś doń
przyszedł. Eliasz odpowiedział rotmistrzowi: „Jeżelim ja jest człowiek
Boży, niech zstąpi ogień z nieba, a niech cię pożre i 50 twoich!". I
zstąpił tedy ogień z nieba i pożarł go i pięćdziesięciu, którzy z nim
byli.
Bóg ustanowił królów; ale autorytet religii i
moralności stoi ponad autorytetem politycznym i państwowym. Rządy mają
rządzić, ale nie mają zapominać, że i Kościół jest rządem i tam, gdzie
zachodzi sprawa prawdy i sumienia, Kościół stoi ponad mocą ziemską.
Eliasz jest świętym obrońcą niezawisłości Kościoła w Starym Zakonie,
jak Jan - apostołem i męczennikiem niezawisłości Kościoła w Nowym
Przymierzu!
Eliasz, tak jak później Jan, jest wzorem
chrzęścijańskiej niezależności również wobec opinii publicznej. Opinia
publiczna to także król, jak każdy inny, i rząd, tylko bardziej
ciemięski niż każdy inny. Niewielu jest dość silnych, aby z tym rządem
bojować o wolność. Niejeden prawdziwy demokrata, niejeden
rewolucjonista, wróg każdego nawet najbardziej umiarkowanego rządu,
nie ma odwagi wystąpić przeciw tyraństwu tego najniesprawiedliwszego ze
wszystkich rządów - przeciw tyraństwu królestwa większości. Na dziesięć
tysięcy współzawodników zaledwie jeden chodzi na własnych nogach i
postępuje według własnego sumienia. Takim jednym był ów wielki
kaznodzieja na Karmelu, wzywający do pokuty, człowiek we włosiennicy,
opasany pasem skórzanym, mąż o żelaznej woli. Nieprzejednany wróg
wszelkiej bezcharakterności i połowiczności. A bez charakteru i
połowiczny był lud w owych czasach. Judaizm nie był uczciwy, ani
głęboko przekonany o swej prawdzie, ani wierzący w siebie, ani silny.
Był pogaństwem niekonsekwentnym, nieradykalnym, ani jawnym, raczej
mieszaniną obydwóch, małżeństwem prawdy i fałszu, dobrego i złego,
religią, z której ani Bóg ani diabeł chwały mieć nie mogą -słowem, był
bez charakteru.
Ta mieszanina religijna wywołała męski gniew
wielkiego Eliasza. Wezwał wszystkich mężów w Izraelu na górę Karmel.
Potem wystąpił przed ludem i mówił: Jak długo chromać będziecie na obie
strony?Jeżeli Pan jest Bogiem, idźcie za Nim. Lud nie odrzekł ani słowa.
Wówczas Eliasz zaproponował, że każda partia zbuduje ołtarz i złoży
na nim wołu w ofierze - po jednej stronie 450 kapłanów bożka Baala, po
drugiej stronie Eliasz. Bóg, który ześle ogień na ołtarz, jest Panem.
Czterystu pięćdziesięciu fałszywych proroków modliło się do Baala od
rana do wieczora. Na próżno. I spadł ogień Pański z niebios i spalił
ofiarę. Co gdy ujrzał lud, padł na oblicze swoje i rzekł: Pan jest
Bogiem, Pan jest Bogiem!
Chromanie cielesne jest przedmiotem drwin i wstrętu; w znaczeniu duchowym należy do dobrego wychowania. Kto
nie chroma, uchodzi za zacofanego, niewykształconego, nieprzyzwoitego,
bezczelnego, upartego i krańcowego. Jest dziwakiem i przekornym.
Aby wejść w tak zwane lepsze towarzystwo i być przyjmowanym w salonie,
trzeba prócz kilku uprzejmych frazesów i beznagannej toalety umieć
także nosić płaszcz na dwóch ramionach. Ludzie tak zwani jednostronni
nie nadają się do lepszego towarzystwa.
W walce o karierę tu i
ówdzie dzielność dopomoże, ale w zasadzie najdalej dochodzą ci
ustępliwi. To samo zauważyć można w życiu gospodarczym. Nie potrzeba
żadnych kursów ani zawodów publicznych na tym polu. Chromanie duchowe,
brak charakteru, chwianie się na wszystkie strony, obracanie się jak
chorągiewka na dachu płynie we krwi nowoczesnego życia gospodarczego. W
tym też tkwi tajemnica powodzenia w polityce większości statystów.
To lawirowanie stało się tak ogólne, że przeważająca liczba
katolickich polityków, kupców i pisarzy uważa za rzecz niemożliwą według
czysto katolickich zasad politykować, handlować, pisać i mówić. Chromający
jest jedynie normalnym człowiekiem. Człowiek, który nie chroma, uchodzi
za anormalnego, wariata i uparciucha. Religią mas jest mieszanina, jak
za dni Eliasza; kompromis między Kościołem a błędną nauką na ogólnej
„chrześcijańskiej podstawie" jest podłożem publicznych poczynań.
Na
ogół jest się katolikiem, w szczegółach protestantem, liberałem,
modernistą. Czysta katolicka wiara bez jakiejkolwiek przymieszki
protestanckich albo nowoczesnych liberalnych idei jest rzadka. To jest
właśnie ten przez Piusa X tak uroczyście potępiony religijny,
literacki, polityczny i socjalny modernizm w swej najgłębszej istocie.
On jest tą religią i filozof ją chromania. A wspaniałym
dziełem reformatorskim Piusa X, tego nowego Eliasza, było wezwanie:
pókiż będziecie chromać na dwie strony? Jeśli Kościół katolicki
jest jedynie zbawczym, przez Chrystusa założonym, w takim razie idźcie
za nim i ułóżcie całe religijne, moralne, literackie, polityczne i
gospodarcze życie jedynie i tylko według jego zasad. Jeżeli zaś świat jest bogiem, to idźcie za nim i porzućcie Kościół.
Bądźcie
konsekwentni! Stójcie na własnych nogach. Precz z wszelkim brakiem
charakteru i połowicznością! Nikt nie może dwom panom służyć.
Eliasz, wzór chrześcijańskiej niezależności, to nasz mąż! Mąż naszego
stulecia! Wiek XX jest stuleciem rozdziału i decyzji. Eliasz jest
zwiastunem ostatecznej rozgrywki -Janem Chrzcicielem czasów obecnych,
głoszącym pokutę i sąd ostateczny. Jest wielkim gromicielem
antychrysta. Przygotowuje dzień, w którym zakończy się wreszcie
historia świata, ta historia wahania się między Bogiem a diabłem.
Po sądzie ostatecznym nie będzie wahania. Albo będziemy na górze, albo
na dole, na lewo lub na prawo, w Bogu lub w mocy diabła. Wszelka
połowiczność ustanie. Będą tylko święci albo szatani.
Jakim był
Eliasz, takimi będą i muszą być wszyscy, którzy chcą wejść do nieba.
Takimi chcemy być wszyscy już teraz; zależni jedynie od Boga,
niezależni od wszystkiego, co jest przeciwne Bogu, czy to się zwie
potęgą, złotem, czy większością. Mężczyźni i kobiety w przyszłości będą
to silne Eliaszowe i Janowe natury, niezmienni wobec Boga, Chrystusa i
Kościoła we wszystkich swych myślach, niezmiennie katoliccy w
publicznym działaniu i występach; niezmiennie katoliccy w lekturze;
niezmiennie katoliccy w sądach o wszystkich rzeczach i zdarzeniach.
Człowiek współczesny ma być jak dwa płonące duchy: Jan Starego Zakonu i
Eliasz Nowego Przymierza. Dość długo chromaliśmy. Teraz stąpajmy równo!
Fragment książki ks. prałata Roberta Madera pt. ''Jestem Katolikiem''.