Bł. Jan Paweł II Ecclesia de Eucharistia 61

Bł. JAN PAWEŁ II ECCLESIA DE EUCHARISTIA 61 "Poświęcając Eucharystii całą uwagę, na jaką zasługuje, oraz dokładając wszelkich starań, aby nie umniejszyć jakiegokolwiek jej wymiaru czy wymogu, stajemy się rzeczywiście świadomi wielkości tego daru. Zaprasza nas do tego nieprzerwana tradycja, która od pierwszych wieków dopatrywała się we wspólnocie chrześcijańskiej strażnika opiekującego się tym «skarbem». Kościół, powodowany miłością, troszczy się o przekazywanie kolejnym pokoleniom chrześcijan wiary i nauki o Tajemnicy eucharystycznej, tak aby nie została zagubiona choćby najmniejsza jej cząstka. Nie ma niebezpieczeństwa przesady w trosce o tę tajemnicę, gdyż «w tym Sakramencie zawiera się cała tajemnica naszego zbawienia»"

poniedziałek, 21 października 2013

Stolica Apostolska przeciwko radiestezji

Dekret

Najwyższa Święta Kongregacja Oficjum rozważywszy w sposób dogłębny niebezpieczeństwa, które mogą zaszkodzić religii i prawdziwej pobożności z racji udzielania przez duchownych porad radiestezyjnych na temat spraw dotyczących samych osób oraz przepowiadania zdarzeń, a także uwzględniając wszystko to, o czym stanowią kanony 138 i 139 Kodeksu Prawa Kanonicznego [stary kodeks przedsoborowy] w odniesieniu do duchownych świeckich i zakonnych, których od tych porad winno się powstrzymywać, jako że one uwłaczają stanowi i godności osobistej duchownego albo też mogą szkodzić jego autorytetowi, postanawia co następuje, bez wdawania się wszakże tym dekretem w kwestie naukowe na temat radiestezji.
Najdostojniejszym ordynariuszom miejsca i wyższym przełożonym zakonnym poleca się, aby surowo zabronili duchownym świeckim i zakonnym zajmowania się kiedykolwiek tymi badaniami radiestezyjnymi, uwzględnionymi we wspomnianych poradach.
Już sprawą ordynariuszy i przełożonych zakonnych będzie, jeśli uznają to za konieczne lub pożyteczne, dodać do tego zakazu sankcję karną.
Gdyby zaś któryś z duchownych świeckich lub zakonnych, naruszając ten zakaz, uczynił to po raz wtóry albo też dał powód do zgorszenia czy zaistnienia groźnych niebezpieczeństw, ordynariusze i przełożeni zakonni doniosą o tym do Świętego Najwyższego Trybunału.
 
Joannes Pepe
Notariusz Świętej Kongregacji
Świętego Oficjum 
Rzym dnia 26. 03.1942
 
________________________


Wywiad z Księdzem Abp. Pylakiem


Są kapłani, którzy na wszystko, co wiąże się z bioenergoterapią, radiestezją i pokrewnymi zjawiskami mają jedno wyjaśnienie: diabeł, diabeł i jeszcze raz diabeł. Żeby chociaż mówili, iż taki jest ich prywatny pogląd, ale oni utrzymują, że głoszą naukę Kościoła. Tak Kościół nie uczy, proszę mi uwierzyć!
Z problemem cudu zetknął się Ksiądz Arcybiskup - można rzec - oko w oko, bynajmniej nie teoretycznie, w rok po święceniach kapłańskich. Wtedy bowiem doszło do niezwykłego wydarzenia w Ka­tedrze Lubelskiej. Jak Ksiądz wspomina tamte wypadki?
-  3 lipca 1949 roku świętowaliśmy rocznicę poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi. W pewnym momencie, po nabożeństwie, na bocznym filarze koś­cioła, gdzie został zawieszony obraz Matki Bożej, wierni zauważyli coś dziw­nego. Po twarzy Maryi spływała łza. Reakcja osób, które to obserwowały, by­ła spontaniczna: zaczęły się głośno mo­dlić. Informacja o pojawieniu się cudu rozeszła się błyskawicznie i w krótkim czasie katedrę zapełniły tłumy. W ciągu kilku zaledwie dni o „cudzie lubelskim", jak ochrzczono fenomen, wiedziała już cała Polska. Rozpoczęły się pielgrzym­ki, masowe spowiedzi. Wielkie religijne poruszenie zdenerwowało rządzących krajem. Komuniści odebrali to jak poli­czek.
•  Widział Ksiądz krwawe łzy na włas­ne oczy?
-  W tamtym czasie brałem udział w re­kolekcjach kapłańskich. Kiedy wieczo­rem przyszedł do nas biskup Zdzisław Goliński z prośbą, by pójść do katedry - nie wahałem się ani chwili. Chodziło o utrzymanie porządku w świątyni, bo tłum był coraz większy. Poza tym oba­wiano się prowokacji ze strony UB. Dzięki tej decyzji cały następny dzień spędziłem stojąc przed obrazem Matki Bożej. Dokładnie widziałem podłużną plamę znaczącą oblicze Maryi. Rozpoczy­nała się ponad brwią prawego oka i się­gała do wysokości kości policzkowej...
• Wkrótce potem rozpoczęła pracę ko­misja, której zadaniem było zbadanie niecodziennego zjawiska.
- Utworzył ją biskup Goliński. Do te­go ciała należeli m.in.: historyk sztuki, miejscowa malarka, chemik, lekarz, a ze strony Kościoła - kanclerz Kurii bisku­piej. Po wykonaniu analiz udało się usta­lić tyle, że charakterystyczne zawilgoce­nie na obrazie nie zawiera soli obecnej w łzach. Komisja stwierdziła, że jest to „bezbarwna ciecz niewiadomego pocho­dzenia"...
• Reakcją władz były represje. Aresz­towano dwóch wikariuszy, kościelnego, siostrę zakonną. Ksiądz Tadeusz Malec spędził w więzieniu bez wyroku sądowe­go rok.
- To prawda. Kolegą szkolnym Malca był wysoko postawiony funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publiczne­go, Adam Humer. Zbrodniarz stalinow­ski słynący ze stosowania tortur wobec więźniów. Tenże Humer odwiedził go w lochu lubelskiej siedziby UB i złożył propozycję „nie do odrzucenia": Wyj­dziesz, jak zeznasz, że cud spreparował biskup. Malec oczywiście odmówił, bo wiedział, że to nieprawda. - W takim ra­zie zgnijesz w tym lochu - usłyszał na od­chodnym. Ksiądz niedawno umarł śmiercią naturalną na wolności (wypuszczono go po 12 miesiącach w skutek interwen­cji prymasa Stefana Wyszyńskiego). Natomiast Humer - w latach 90. osądzo­ny i skazany za swe zbrodnie na siedem i pół roku więzienia - zmarł podczas przerwy w wykonywaniu kary.
• Czy w tej atmosferze terroru można było podejmować jakiekolwiek próby rzetelnego zbadania cudu?
- Wszyscy bali się represji, ale pewne próby podejmowano. Ja wiem o jeszcze jednej. W lubelskim seminarium duchow­nym mieszkał wtedy ks. prof. Bolesław Radomski, dawny student Politechniki Lwowskiej. Zaintrygowany tym, co działo się w katedrze, postanowił sfotografować „cudowny obraz" przy pomocy specjal­nych filtrów kolorowych. Jego w ogóle fascynowała koncepcja fizycznego po­miaru przeżyć duchowych, religijnych. Niestety, gdy w zamkniętej świątyni, w całkowitej tajemnicy ustawiono pod obrazem stół z aparaturą do robienia zdjęć, z niezrozumiałych przyczyn całe to urzą­dzenie spadło na podłogę... Uznano, że nie był to przypadek i odstąpiono od „naukowego" badania cudu.
• Księże Arcybiskupie, jaką rolę mają do spełnienia cuda w świecie i w życiu ludzi? Czy Bóg, który jest transcendent­ny, może bezpośrednio ingerować w po­rządek stworzenia?
-  No cóż, Stwórca nie wykonuje tych cudów na nasze żądanie. Są to raczej „wyjątki od reguły". Kiedyś odwiedzi­łem Lourdes i tam usłyszałem, że cud au­tentyczny zdarza się w tym sanktuarium statystycznie raz na pięć lat. U nas, jak przypuszczam, wygląda to podobnie, jednak przykładamy zbyt małą wagę do sporządzania koniecznej dokumentacji. Np. w naszej diecezji, w Wąwolnicy, już w dniu koronacji figury Matki Bożej w 1978 roku odnotowano szereg uzdro­wień. Wtedy poprosiłem proboszcza, że­by te doniesienia spisywał, dokumento­wał. Od tamtego czasu zdokumentowano ok. sto sześćdziesiąt podobnych przypad­ków, przy czym niektóre z tych zdarzeń są absolutnie pewne. Pomijam tu kwestię nawróceń, gdyż to jest rzecz subiektyw­na, skupiam się wyłącznie na ewidentnych uzdrowieniach fizycznych. One muszą przemówić do każdego.
Jeśli oceniać „cud lubelski" jako ca­łość, uważam, że ingerencja Boża miała miejsce. A czy można traktować poważ­nie sam fakt pojawienia się „łez"? Sądzę, że biorąc pod uwagę fakty uzdrowień, do jakich w związku z tym doszło, jak naj­bardziej. Bóg często przemawia do nas przez znaki.
• Ale Kościół zachowuje daleko idącą ostrożność w orzekaniu o prawdziwości cudów. Mówi się, że w tej dziedzinie najbardziej „niewierzący" są... kapłani. Jakie muszą być spełnione wymogi, by zjawisko uznać za ingerencję nadprzy­rodzoną?
- Istotne znaczenie ma tu świadectwo lekarskie. Dopiero, gdy lekarz powie jas­no, że medycyna tego nie wyjaśni, zbiera się komisja teologiczna i poszukuje wy­jaśnień nadprzyrodzonych. Ta komisja przemawia w imieniu Kościoła, a każdy z nas może mieć własny pogląd na spra­wę i mówić we własnym imieniu.
• Istnieje duża liczba tzw. „objawień prywatnych" (ok. 1000). Kościół za nad­przyrodzone uznał tylko niektóre z nich: Guadelupe, Lourdes, Fatimę, Akitę, Kibeho, La Salette, Gietrzwałd.
- Jeżeli ktoś doznał objawienia, dla nie-ze str. 17 go - prywatnie - może to być szczególny cud. Ale ja nie muszę w to wierzyć, chyba, że mam do tego człowieka pełne zaufanie. Jednak, ujmując rzecz w perspektywie ostatecznej, to nie jest argument dla mojej wiary. Zwłaszcza, że wielu ludzi cierpi na choroby psychiczne i doznaje omamów. Z kolei w większych grupach odnotowuje się zjawisko sugestii zbiorowej.
• Księże Arcybiskupie, czy cuda obja­wień mogą zostać wyjaśnione na gruncie nauki, bez odwoływania się do czynni­ków nadprzyrodzonych?
- Nauka bada wyłącznie to, co zawiera się w sferze naturalnej. Nad-natura to jest zupełnie inny świat. Do świata ponad-naturalnego, świata Bożego możemy się­gać modlitwą, ale stamtąd mogą też przy­chodzić do nas pewne znaki. Znaki przeznaczone dla jednego człowieka, czasem dla wielu. Przeżycia Siostry Faustyny były np. przekazem skierowanym do ca­łego społeczeństwa. W takich przypad­kach Kościół zawsze konfrontuje sytuację z Ewangelią, bo tam zostało wszystko ob­jawione. Jeśli objawienia prywatne są zgodne z nauczaniem Ewangelii, uznaje się je za prawdziwe. Można zatem powie­dzieć, że cuda są znakami obecności Bo­ga w świecie, a ich rola sprowadza się do wspierania tych, którzy zmierzają na spo­tkanie ze Stwórcą.
• Zdarzają się jednak przypadki - takie jak Mediugorie czy Garabandal - gdy Kościół unika jednoznacznego wypowiadania się w kwestii prawdziwości wystę­pujących tam objawień.
- Kościół nie może opierać swojej wia­ry na relacji jakiegoś, nawet najbardziej godnego zaufania człowieka. To, co on przeżył, należy skonfrontować z objawie­niem publicznym. Jeżeli te treści się po­krywają, sprawa jest jasna.
•  Ksiądz Arcybiskup wierzy w cuda?
- Ja codziennie odprawiam Mszę Świę­tą i to jest największy cud, jakiego doświadczam w życiu. Mówię o ofierze, któ­rą obecny na ołtarzu Chrystus składa za nas. Niewierzący tego nie przyjmie do wiadomości, ale dla mnie właśnie to jest cud. Żyjemy w kręgu Tajemnic Bożych, one są bardzo blisko nas. A jeśli chodzi o cuda fizykalne, wydaje mi się, że Pan Bóg czasem daje znaki. W świecie istnie­je wiele niewidzialnych wpływów. Nie­jednokrotnie sam ich doświadczyłem.
•  Czy radiestezja, którą Ksiądz Arcy­biskup praktykuje, też jest rodzajem manifestowania się takich trudnych do uchwycenia wpływów?
-  Powiem tak: radiestezją zawsze ogar­niam tylko ten świat. Ktoś mnie nawet kiedyś Zapytał, czy wahadełkiem można badać zaświaty? Ale ja pytam: po co? Przecież nic nie pomożemy bytom z tamtej strony. To jest tylko głupia ciekawość. Moje zało­żenie brzmi: dary Natury trzeba wykorzy­stywać tu, a tamten świat zostawić Bogu.
•    W jakich okolicznościach odkrył Ksiądz swoje zdolności radiestezyjne?
Zrodziły się one z potrzeby ratowania mojego zdrowia. Z natury odznaczałem się raczej dobrą kondycją fizyczną, jed­nak w 40 roku życia rozpoczął się okres różnych schorzeń. Mieszkałem wówczas w gmachu Lubelskiego Seminarium Du­chownego. Przeszedłem operację wo­reczka żółciowego, nadal niedomagałem. Dopiero znajomy zakonnik radiesteta ot­worzył mi oczy i ukazał przyczynę moich dolegliwości. Okazało się, że spałem przez wiele lat na cieku wodnym, który oddziaływuje szkodliwie na żywy orga­nizm. Skutek był wiadomy - system ner­wowy i całe ciało zareagowało choroba­mi. Od tamtego czasu zacząłem intereso­wać się radiestezją.
• Pewna część kapłanów i zakonników ma negatywny stosunek do tzw. wahadlarstwa, twierdząc, iż jest to „energia złe­go".
- Znany lubelski radiesteta Zdzisław Klimkiewicz, który zbudował urządzenie niwelujące szkodliwe promieniowanie cieków wodnych, napisał list do Ojca Św. Jana Pawła II z pytaniem, czy radie­stezja pozostaje w sprzeczności z wiarą katolicką. Dostał odpowiedź, przesłaną przez ks. Stanisława Dziwisza: „Zajmuje się Pan radiestezją, jak pisze o tym. Jeśli to ma służyć dla dobra ludzi, to chyba nie ma w tym nic złego, co byłoby przeciwne wierze katolickiej (...) w człowieku jest wiele możliwości i Pan Bóg nie zabronił mu używania rozumu dla godziwych ce­lów...". Tak więc uzyskaliśmy wypowiedź samego Papieża. List podpisał ksiądz Dziwisz, ale to było pytanie skierowane do następcy Św. Piotra.
• Konkretne pytanie i konkretna od­powiedź.
- Właśnie. Nawiasem mówiąc wiem, że w Krakowie, tam gdzie zwykle noco­wał Karol Wojtyła, łóżko było ustawio­ne w fatalnym miejscu i siostra zakonna, która znała się na radiestezji, to posłanie mu przesunęła. Swego czasu również  kardynał Franciszek Macharski prosił mnie, bym zbadał wahadłem ustawienie jego tapczanu. W Warszawie, w domu biskupów, arcybiskup Józef Michalik też miał nie najlepsze miejsce... Podsumo­wując więc: z tym stosunkiem hierar­chów kościelnych do radiestezji nie jest wcale tak źle. Co prawda, słyszałem, że biskup katowicki zakazał któremuś księ­dzu tego rodzaju działalności, ale ja to traktuję jako zakaz zakładania biura o kim profilu. Medycyna jest medycyną i zostawmy ją medykom. Nie widzę natomiast przeciwwskazań, by jakiś ksiądz nie mógł posługiwać się wahadełkiem osobiście. Jeśli ktoś mnie prosi, by mu pomóc, moim obowiązkiem jest pomagać.
• Katolicy w Polsce żyją w pewnym  rozdarciu. Słyszą bowiem z ust części duchowieństwa (głównie w pewnej rozgłośni radiowej), że radiestezja i różne formy medycyny naturalnej to przejawy magii...
– Głosiciele takich poglądów powołują się często na autorytet Kościoła. Powiadają, że Kongregacja watykańska, a więc  najwyższy urząd Kościoła, piętnuje radiestezję i medycynę naturalną jako zabobon. Narzucają tę błędną i szkodliwą opinię także kościelnym mass mediom. Np. pewien ksiądz pisze: „Rozmaite wahadełka, psychoenergoterapia? To jest wszystko obrzydliwość”( Niedziela z 12 lutego 2006). Inny zaś nazywa te sprawy „grzechem – bo człowiek szuka zbawienia poza Chrystusem – w różnych energiach, medytacjach, drzewkach szczęścia, talizmanach, wróżbach, szlachetnych kamieniach” (Niedziela z 11 czerwca 2006). Do tego rodzaju praktyk zalicza również homeopatię. Jeszcze inny ojciec pisze artykuł pod tytułem: „Wahadełko nad kotletem” (Gość Niedzielny z 26 marca 2006). Za puentę tego krótkiego  przeglądu niech posłuży ocena radiestezji dokonana przez dyrektora Centrum Badań nad Nowymi Religiami „Rafael” z Krakowa. Mówi on: „Z punktu widzenia nauki radiesteci są oszustami. Na ciągają ludzi, wykorzystując ich naiwność”
przy czym radiestezję medyczną określa mianem szarlatanerii!! ( Nasz Dziennik z 13 lutego 2001).
• Jak rozumiem, Ksiądz Arcybiskup nie podziela tych poglądów?
– Przyznam, że jestem zaskoczony postawą tych księży, którzy negatywnie oceniają radiestezję i bioenergoterapię, nie znając ich natury. W innych krajach notowano opór w stosunku do medycyny alternatywnej, ale były to głosy ze strony przedstawicieli medycyny konwencjonalnej. Bo mamy tu do czynienia z problemem medycznym, a nie religijnym!  Medycyna naturalna jest tak stara, jak ludzkość i nadal korzysta z niej 80% populacji ziemskiej. Medycyna konwencjonalna jest o wiele młodsza. W Stanach Zjednoczonych i w krajach Europy Zachodniej obie te dziedziny, po okresie swoistej wojny, współistnieją i współpracują. W 75% uczelni medycznych w USA wykłada się także różne kierunki medycyny naturalnej. Również parapsychologiawywalczyła sobie miejsce w kręgu  nauk uniwersyteckich. W naszym kraju jesteś my opóźnieni. Myślę, że z biegiem  czasu także u nas obie skłócone siostry: medycyna akademicka i naturalna podadzą sobie ręce. Jeden jest bowiem chory i jedna troska o
niego, czyli jedna medycyna.
• Dlaczego zatem wielu duchownych piętnuje coś, czego nie zna?
– Muszę tu zaznaczyć jedno: my, duchowni, jeśli zabieramy głos na wspomniane tematy, czynimy to nie jako przedstawiciele Kościoła, bo radiestezja i bioterapia związane są ze światem natury. Podobnie i ja wypowiadam się w tych sprawach nie jako biskup, lecz ten, kto zna te problemy ze swego doświadczenia. Gdy słyszę lub czytam negatywne opinie o radiestezji, jak cytowane przed chwilą,  przypomina mi się łacińskie przy słowie:  Si tacuisses, philosophus mansisses – gdybyś milczał, uchodziłbyś za filozofa i nie wiedziano by o twojej głupocie. Nie zabierajmy więc głosu w sprawach, na których się nie znamy. Ignorancja nie upoważnia do głoszenia błędnych opinii.
• Czy mógłby Ksiądz Arcybiskup podać jakiś przykład ze swojej praktyki potwierdzający skuteczność radiestezji jako metody?
– Oczywiście. W jednym z klasztorów zmarł pewien zakonnik w 46 roku życia. Tak się złożyło, że był to mój stały spowiednik. Po kilku latach pożegnał się z tym światem również jego następca. Zaniepokoiłem się nie na żarty i przebadałem radiestezyjnie miejsce, gdzie stało ich łóżko. Okazało się, że płynął pod nim ciek wodny, łącznie ze skrzyżowaniem szkodliwych linii geopatycznych. Było to dla organizmu podwójne zło. Dlatego, gdy zamieszkał tam już trzeci mój spowiednik, zainstalowałem  w jego pokoju odpromiennik. W międzyczasie przybył do klasztoru młody zakonnik. Potraktował ten odpromiennik jak magię i, nie pytając nikogo o zgodę, usunął go, po czym, jak sądzę, zniszczył. Tak się złożyło, że mieszkaniec tego pokoju wkrótce zmarł. Śmiem twier­dzić, że ów zakonnik - z pewnością nie­świadomie i w dobrej wierze - przyczynił się do szybszego przejścia swojego współ­brata w Boży świat wieczności.
• Czasem niewiedza bywa niebezpiecz­na.
- Można by rzec: śmiertelnie niebez­pieczna. Ja sobie myślę tak: każdy wie, że mamy pięć zmysłów, ale czy nie może ist­nieć również szósty? Daltonista nie widzi kolorów i dla niego czerwony nie istnie­je. Ktoś ma szósty zmysł i może nawet widzieć aurę. W Rosji urządzenia do fo­tografowania aury i diagnozowania w ten sposób chorób znajdują się już oficjalnie na wyposażeniu szpitali. Uważam, że dojdziemy do takiego etapu, gdy poznawalność tych faktów będzie znacznie większa i pośrednio dostępna dla wszy­stkich.
Lekarz mówi: gdyby każdy mógł stwierdzić istnienie szóstego zmysłu, nau­ka nie wahałaby się tego zaakceptować. Niestety, nie każdy ma tę właściwość. Moim zdaniem są to kwestie dziedzicz­ne. Np. mój ojciec dysponował podob­nym darem, również brat, choć w znacz­nie mniejszym stopniu. Ja tu liczę ilość ruchów wahadła. Gdy ktoś ma ponad sto, oznacza to, że jest wrażliwy. Ale są i tacy, którzy mają dwieście i mogą sku­tecznie pomagać innym. W tej dziedzi­nie wyróżniało się wielu księży, także w Polsce. Ale są też tacy kapłani, jak np. jezuita ojciec Aleksander Posacki, któ­rzy na wszystko mają jedno wyjaśnie­nie: diabeł, diabeł, i jeszcze raz diabeł! Żeby chociaż mówili, że taki jest ich prywatny pogląd, oni jednak utrzymują, że głoszą naukę Kościoła. Tak Kościół nie proszę mi uwierzyć! W żadnej teologii nie spotkałem na ten temat słowa.
Swego czasu napisałem do ojca Tadeusza Rydzyka, dyrektora toruńskiego Radia Maryja: Dopuszczacie do głosu księdza Posackiego, on naświetla kwestię z jednej stro­ny. W imię prawdy dopuśćcie też do głosu innych.
• Odpisał?
- Nie mam odpowiedzi i już chyba jej nie będzie. Dwa razy pisałem.
• Wiem, że Ksiądz Arcybiskup czytuje od samego początku „Nieznany Świat". Jak Ksiądz ocenia nasz miesięcznik?
- To jest jedno z pism, które odsłania teren nieznany i robi to na naprawdę wy­sokim poziomie merytorycznym. Czytam was bardzo uważnie, a niektóre artykuły zamieszczane na łamach znacząco posze­rzają moją wiedzę. Wykonujecie dobrą robotę.
•  Dziękuję za rozmowę.
 
http://www.nieznanyswiat.pl/images/stories/artykuly/pylak-wywiad-razem.pdf 
 
__________________
 
Pewne uzdolnienia (wrażliwość na promieniowania) są dziedziczne. To naturalny dar Boga, który posiadają ludzie w różnym natężeniu. W minimalnym stopniu dysponują nim wszyscy. Jednak tylko ok. 20% populacji ziemskiej charakteryzuje się nim w takim stopniu, że może pomagać sobie i drugiemu człowiekowi. Ponieważ nie wszyscy posiadają ten dar natury w tak dużym natężeniu, dlatego dla wielu nie stanowi to problemu naukowego. Jednak dla tych 20% ludzkości, utalentowanych radiestezyjnie, jest to rzeczywistość wprost oczywista, poznawalna eksperymentalnie.
Nie korzystanie z tego daru Bożego byłoby obrazą dobrego Stwórcy. Nie pomaganie innym ludziom byłoby grzechem zaniedbania (...).
Tłumaczenie skutków bioterapii jako owoców działania autosugestii (psychologiczny efekt placebo) jest niesłuszne, gdyż bioterapeuci pomagają również dzieciom, ludziom nieświadomym i zwierzętom. Przypisywanie skutków ich działania złemu duchowi jest nonsensem. Zły duch działa tam, gdzie człowiek otwiera przed nim swoje serce: nie ma dostępu do ludzi żyjących po Bożemu (...).
Czy katolicy mogą korzystać z usług (...) uzdrowicieli i radiestetów? Z pewnością tak. Wszak są to działania z wykorzystaniem naturalnych uzdolnień natury ludzkiej danych nam przez Stwórcę dla naszego dobra. Pewne niepokoje w tej dziedzinie wzbudził dekret Kongregacji Świętego Oficjum z 26 marca 1942 roku, który zakazuje duchownym udzielania porad w oparciu o radiestezję. Dekret dotyczy osób duchownych, a nie świeckich. (...). W tym przypadku korzystamy z daru natury, a więc daru Bożego dla naszego dobra. Omawiany dekret nie neguje i nie zakazuje potrzeby badań naukowych z zakresu radiestezji, a więc uznaje jej istnienie. W stosunku do duchownych zakaz Kościoła ma charakter dyscyplinarny. Chodzi o zabezpieczenie autorytetu księdza jako sługi Bożego, powołanego do spełniania posług religijnych. Nie można tego autorytetu nadużywać do czynności niereligijnych (...). Czym jest (...) bioterapia, zwana też medycyną naturalną? Nazwą tą ogarniamy szereg form oddziaływania na chory organizm, aby przywrócić mu zachwianą równowagę zdrowotną. Nie pretenduje ona do miana medycyny alternatywnej w stosunku do medycyny akademickiej. Pragnie ją tylko wspomagać i ewentualnie uzupełniać. Jest wcześniejsza i starsza od swojej siostry, medycyny akademickiej, która korzysta z różnych nowoczesnych urządzeń technicznych. Nadal jest praktykowana w wielu krajach świata, często w harmonijnej symbiozie z medycyną konwencjonalną. Tylko w naszym kraju obie te medycyny są skłócone, z pewnością ze szkodą dla obu stron, a zwłaszcza chorych.
Więcej informacji na temat bioterapii i radiestezji zamieściłem w referacie wygłoszonym na zebraniu Towarzystwa Naukowego KUL. Ukazał się on drukiem pod tytułem Psychotronika – problem czy tajemnica? w Ateneum Kapłańskim (R. 79: 1987, T. 109, s. 324-334). Poświęciłem też temu tematowi rozdział II zatytułowany W kręgu świata widzialnego i niewidzialnego w mojej książce Poznawać w świetle wiary.

(Warszawa 2003). Fragment artykułu ks. abp. Bolesława Pylaka
Moje hobby – radiestezja i bioenergoterapia