Bł. Jan Paweł II Ecclesia de Eucharistia 61

Bł. JAN PAWEŁ II ECCLESIA DE EUCHARISTIA 61 "Poświęcając Eucharystii całą uwagę, na jaką zasługuje, oraz dokładając wszelkich starań, aby nie umniejszyć jakiegokolwiek jej wymiaru czy wymogu, stajemy się rzeczywiście świadomi wielkości tego daru. Zaprasza nas do tego nieprzerwana tradycja, która od pierwszych wieków dopatrywała się we wspólnocie chrześcijańskiej strażnika opiekującego się tym «skarbem». Kościół, powodowany miłością, troszczy się o przekazywanie kolejnym pokoleniom chrześcijan wiary i nauki o Tajemnicy eucharystycznej, tak aby nie została zagubiona choćby najmniejsza jej cząstka. Nie ma niebezpieczeństwa przesady w trosce o tę tajemnicę, gdyż «w tym Sakramencie zawiera się cała tajemnica naszego zbawienia»"

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Nad Polską wisi realne nebezpieczeństwo

Nad Polską wisi realne niebezpieczeństwo militarnej agresji ze strony Rosji. Nie pomoże tu żadna wiernopoddańcza polityka realizowana przez obecny rząd i naszego prezydenta. Rząd, zgodnie z interesami Rosji, bierze aktywny udział w tuszowaniu zamachu smoleńskiego z obawy przed rosyjską interwencją zbrojną, mówił o tej możliwości Donald Tusk. Prezydent wraz z Biurem Bezpieczeństwa Narodowego widzi oparcie bezpieczeństwa Polski w Rosji, a swoim w przemówieniu wygłoszonym 16 stycznia 2013 roku o 150 rocznicy wybuchu Powstania Styczniowego, chcąc uniknąć obrażania rosyjskich oligarchów, nie użył ani razu słowa "Rosja" ani "zaborcy". Wydaje się to niemożliwe jednak prezydent wychwalał Powstańców i ani razu nie wskazał z kim tak bohatersko walczyli, jak i nie wspomniał, że Polska w 1863r. znajdowała się pod zaborami.

Rosjanie realizują swoją politykę zagospodarowania Międzymorza, jak określa się obszar między morzami Bałtyckim i Czarnym, i budowania Eurazji metodami politycznymi, a jak będzie potrzeba to i siłowymi. Pomysłodawcą operacji Eurazja jest rosyjski filozof, a jednocześnie doradca Putina Aleksander Dugin. Aleksander Dugin w 2009 roku stwierdził, że przeszkodą na drodze realizacji nowego bloku kontynentalnego są kraje Europy Środkowo-Wschodniej, w okresie międzywojennym określane jako kordon sanitarny, współcześnie - w ślad za Donaldem Rumsfeldem - jako Nowa Europa, a w polskiej myśli geopolitycznej obszar ten funkcjonuje jako Międzymorze. Od lat też Dugin konsekwentnie stoi na stanowisku, że kordon sanitarny powinien zostać zniszczony. Stwierdza także, iż rosyjska praktyka geopolityczna wypracowała dwa modele zniszczenia kordonu sanitarnego: model traktatu brzeskiego i model paktu Ribbentrop-Mołotow. Obydwa różnią się linią rozgraniczenia między strefą niemiecką i rosyjską. Linia traktatu brzeskiego z 3 marca 1918 roku pozostawiała po stronie niemieckiej Ukrainę, zachodnią Białoruś i kraje bałtyckie. Pierwotna linia paktu Ribbentrop-Mołotow biegła wzdłuż Sanu, Wisły, Bugu i Narwi. Ale obydwie dają w efekcie wspólną granicę, czy linię styku rosyjsko-niemiecką. Czy wypowiedź Dugina jest wyrazem jego osobistych przekonań, czy też refleksem toczonych w Moskwie i w Berlinie rozważań? W sierpniu 2008 roku pewne niszowe pismo brytyjskie, powołując się na źródła znanej firmy eksperckiej Stratfor, podało informację, że prezydent Miedwiediew zaproponował kanclerz Merkel zawarcie paktu bezpieczeństwa między obydwoma krajami. Zastrzegano się, że oferta nie jest potwierdzona, a szczegóły nie są znane.

Latem następnego roku inne niszowe pismo ("Trumpet Magazin"), powołując się również na dane agencji Stratfor z 22 czerwca 2009 roku, podało informację o podpisaniu jakoby nowego paktu Ribbentrop-Mołotow. Tę informację starała się zdyskredytować moskiewska "Prawda" (25 czerwca 2009 r.) w komentarzu Iwana Tuliakowa, który pisał: "Stratfor straszy swoich klientów odnowieniem paktu Ribbentrop-Mołotow oraz zbliżającą się supremacją Niemiec i Rosji w Europie". 8 września 2009 roku, w tydzień po gdańskim przemówieniu Putina, rozpoczęły się zakrojone na szeroką skalę rosyjsko-białoruskie manewry o kryptonimie "Zapad". Scenariusz ćwiczeń przewidywał obronę rurociągów, w tym także będącego w fazie budowy Gazociągu Północnego. Później, 21 września, uzupełniono go o obronę Brześcia i Grodna przed polskim atakiem. Wbrew obowiązującym zwyczajom nakazującym, aby nie wymieniać narodowości strony domniemanego przeciwnika, tym razem stwierdzono, że tą stroną są Polacy. Scenariusz zakładał także symulację użycia przeciwko Polsce broni nuklearnej. Uwagę obserwatorów zwrócił fakt, że ani Stany Zjednoczone, ani władze NATO nie zareagowały stanowczo na powyższe wydarzenia.

Rosjanie zbroją swój niezatapialny lotniskowiec, czyli Obwód Kaliningradzki na potęgę montując tam instalacje rakiet średniego zasięgu Iskander, oraz rakiety przeciwlotniczych Triumf. Ilość wojska i sprzętu zgromadzonego w tej rosyjskiej enklawie w NATO mogłaby według niektórych wystarczyć, by dokonać skutecznej inwazji na Polskę. Na NATO, nie mamy co liczyć, bo mimo muszkieterskiego art.5 traktatu waszyngtońskiego, zakładającego akcję sojuszu w wypadku ataku na dowolny kraj członkowski Amerykanie zakładają, że Polska powinna się bronić samodzielnie przynajmniej przez 3 miesiące.

Od początku lat 90. amerykańskie plany obrony Polski zakładały, że głównym zagrożeniem dla Polski jest Rosja. Według tych planów celem rosyjskich sił uderzających z terytorium Białorusi miało być zajęcie Warszawy i instalacja nowego rządu polskiego. Choć Polska weszła do NATO w 1999 r., to decyzję o stworzeniu planu obrony naszego kraju podjęto dopiero dziesięć lat później. W odpowiedzi Rosja z Białorusią przeprowadziły we wrześniu 2009 r. największe od końca zimnej wojny gry wojenne pod kryptonimem Zapad-2009. W scenariuszu manewrów Zachód-2009 13-tysięczne wojska rosyjsko-białoruskie, po stłumieniu powstania mniejszości polskiej w Grodnie na Białorusi oraz odparciu wojsk NATO i polskich, przeszły do działań ofensywnych z terytorium Białorusi i obwodu kaliningradzkiego, przeprowadzając m.in. lądowania na brzegach potencjalnego agresora, czyli Polski.

Aktualnie Rosja i Białoruś przygotowują kolejne manewry wojskowe Zachód-2013. Jak wynika z informacji serwisu kresy24.pl manewry mają zostać przeprowadzone na terenie Białorusi jesienią 2013 roku. Wiadomo już, że będzie nimi dowodził gen. Anatolij Sidorow, dowódca zachodniego okręgu wojskowego białoruskiej armii. Wszystkie szczegóły ćwiczeń trzymane są w ścisłej tajemnicy, warto jednak pamiętać, że w 2009 roku w czasie odbywających się tuż pod polską granicą, w okolicach Brześcia, oraz pod Grodnem manewrach wojska rosyjskie i białoruskie ćwiczyły scenariusz tłumienia wywołanej przez Polaków rebelii. Ćwiczono także walkę z „grupami dywersantów” składających się z zamieszkujących Białoruś mniejszości narodowych.

Tymczasem polska armia znajduje się w zapaści. W ciągu 20 lat polska armia zmniejszyła się z 400 tys. do 100 tys. Skala redukcji naszych sił zbrojnych była większa niż u sąsiadów. Według badań dr. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, publikowanych w książce „Bezpieczeństwo międzynarodowe. Wymiar militarny”, możliwości mobilizacyjne Polski są jednymi z najniższych w Europie. Rezerwistów przeszkolonych w latach 2005–2010 było tylko 2,3 tys. „Polska, mająca 38,4 mln ludności, byłaby zdolna wystawić dziś ok. 102 tys. żołnierzy, co daje odsetek obywateli mobilizowanych do obrony państwa na wypadek wojny wynoszący zaledwie 0,27” – pisze Żurawski. Niższy wskaźnik mają jedynie Czechy i Luksemburg.

Co gorsza, struktura naszych sił zbrojnych jest wręcz groteskowa. Żurawski podkreśla : „Utrzymuje się bowiem przewaga liczebna dowódców (oficerów i podoficerów) nad żołnierzami w stosunku 1,66:1, co miało sens w armii poborowej, gotowej do wchłonięcia rzeszy rezerwistów, nie ma jednak uzasadnienia w wojsku zawodowym o niskiej zdolności mobilizacji dodatkowych sił. Tak więc mamy więcej wodzów niż Indian”. W efekcie decyzji rządu Tuska z 5 sierpnia 2008 r. o rezygnacji z poboru, zamiast armii obronnej zdecydowaliśmy na budowę zawodowej armii ekspedycyjnej. Niemal dokładnie w czasie rosyjskiej inwazji na Gruzję, kiedy stało się jasne, że konflikt zbrojny w Europie jest znów możliwy i kiedy należało powrócić do egzekwowania poboru, rząd Tuska oficjalnie go zniósł i zmniejszył wydatki zbrojeniowe wprowadzone przez PiS. Polska, mimo oficjalnie 100-tysięcznej armii, jest w stanie do obrony kraju wystawić ok. 30 tys. żołnierzy liniowych. Taką siłą można bronić niewielkiego obszaru.

Tymczasem Rosja zbroi się na potęgę. Armia otrzymała nowe bombowce SU-34. Maszyny te mogą przenosić ogromne ładunki bomb na duże odległości, a jednocześnie są zwrotne jak samoloty myśliwskie, mogą atakować z małej wysokości, a pilot chroniony jest grubymi tytanowymi płytami. Armia otrzymała też supernowoczesne myśliwce SU-35. Rosyjscy projektanci stworzyli dla wojsk lądowych uniwersalne podwozie o nazwie „Armata”, na którego bazie można montować różny sprzęt: od lekkich wozów pancernych zwiadu po samobieżne działa przeciwlotnicze. Wojska desantowe dostały specjalne zestawy elektroniczne „Lesoczek” do zagłuszania zdalnie sterowanych ładunków. Głównie chodzi o ochronę broni pancernej przed minami.

W tym roku zacznie się też uruchamianie czterech potężnych stacji radiolokacyjnych, które będą stanowiły trzon rosyjskiej ochrony przeciwlotniczej. Do tej pory Moskwa wynajmowała poradzieckie stacje na Ukrainie i w Azerbejdżanie. Teraz będzie miała własne, dużo nowocześniejsze, pozwalające podglądać i podsłuchiwać znaczną część globu.

Sytuacja jest dość kuriozalna, bo w obliczu zbrojeń naszego sąsiada my odpowiadamy demontażem sił zbrojnych. Tymczasem nasza sytuacja geopolityczna się nie zmieniła. Nie miejmy złudzeń. Polska na wypadek agresji ze wschodu czy północy będzie miała o wiele mniej czasu, niż miała go we wrześniu 1939 r. I nie pomoże tutaj te kilka tysięcy naszych chłopców, którzy sprawdzili się w Iraku i wciąż sprawdzają w Afganistanie. Położenie geograficzne Polski się nie zmieniło i nadal nie jesteśmy krajem położonym na pustyni ani wśród niebosiężnych gór. Ciągle pozostajemy równiną rozciągniętą między Bugiem a Odrą. Równiną, którą czołg T-72 może przejechać w ciągu doby. Do tego dochodzi fakt, że mimo narzekań kierowców na infrastrukturę drogową jest ona u nas jednak lepsza i bardziej rozbudowana niż w roku 1939.

Zanim się zbiorą gremia wymienione w art. 5 traktatu, będzie „po ptokach”. A współcześni angielscy, amerykańscy, niemieccy czy francuscy chłopcy wcale nie będą mieli większej woli umierania za Gdańsk niż ich rówieśnicy w 1939 r.

 
Źródła: