Bł. Jan Paweł II Ecclesia de Eucharistia 61

Bł. JAN PAWEŁ II ECCLESIA DE EUCHARISTIA 61 "Poświęcając Eucharystii całą uwagę, na jaką zasługuje, oraz dokładając wszelkich starań, aby nie umniejszyć jakiegokolwiek jej wymiaru czy wymogu, stajemy się rzeczywiście świadomi wielkości tego daru. Zaprasza nas do tego nieprzerwana tradycja, która od pierwszych wieków dopatrywała się we wspólnocie chrześcijańskiej strażnika opiekującego się tym «skarbem». Kościół, powodowany miłością, troszczy się o przekazywanie kolejnym pokoleniom chrześcijan wiary i nauki o Tajemnicy eucharystycznej, tak aby nie została zagubiona choćby najmniejsza jej cząstka. Nie ma niebezpieczeństwa przesady w trosce o tę tajemnicę, gdyż «w tym Sakramencie zawiera się cała tajemnica naszego zbawienia»"

wtorek, 27 marca 2012

Jezus czy Barabasz?


O meandrach demokracji

Rozmyślając nad męką i śmiercią Chrystusa, uświadamiamy sobie, że decyzja o Jego ukrzyżowaniu też została podjęta demokratycznie – głosi ks. Henryk Zieliński w kolejnym z kazań pasyjnych w Kościele Świętego Krzyża z 18 marca.

Kazanie pasyjne na Gorzkich Żalach w czwartą niedzielę Wielkiego Postu 2012

Żyjemy w czasach swoistego ubóstwienia demokracji. Zrobiliśmy z niej złotego cielca. Hasło jej szerzenia stało się usprawiedliwieniem dla kosztownych interwencji zbrojnych, choćby w Iraku, Afganistanie czy Libii.
Dzisiaj stawianie pytań o sens narzucania innym naszych standardów demokracji jest politycznie niepoprawne. Bo demokracja w laicko-liberalnym wydaniu została postawiona na samym szczycie hierarchii wartości. Demokratycznie podejmowane decyzje nie podlegają żadnej krytyce. A zarzut o nieposzanowanie reguł owej liberalnej demokracji działa jak piętno, które wyklucza z życia społecznego.

CHRYSTUS I DEMOKRACJA

Rozmyślając dzisiaj nad męką i śmiercią Chrystusa Pana, uświadamiamy sobie że decyzja o Jego śmierci na krzyżu też została podjęta demokratycznie. Najpierw zdecydował o niej w głosowaniu Sanhedryn (ówczesny parlament) czyli arcykapłani, arystokracja, uczeni w Piśmie i faryzeusze. Była to decyzja częściowo polityczna. Widząc entuzjazm dla Chrystusa po wskrzeszeniu Łazarza, przywódcy ludu mówili: „Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród” (J 11, 48). Oficjalnie chodziło więc o dobro narodu i Świątyni. Ale za tym wszystkim stał również przyziemny interes arystokracji świątynnej, bo Chrystus popsuł im biznes rozkręcany na dziedzińcu Świątyni, niszcząc należące do nich kramy i kantory. Naraził się im, wytykając obłudę i bezbożność, nazywając ich „grobami pobielanymi” i „plemieniem żmijowym”. Teraz zdarzyła się okazja, by raz na zawsze usunąć niewygodnego oponenta i jeszcze wyjść na obrońców prawdziwej wiary, a przy tym na wiernych poddanych cesarza.
Decyzja Piłata o skazaniu Chrystusa na krzyż również była podjęta w oparciu o demokratyczne przesłanki. Z oskarżeniem wystąpiło przecież najwyższe i legalne przedstawicielstwo narodu żydowskiego. A kiedy Piłat ciągle jeszcze miał wątpliwości, bo w sercu był przekonany o niewinności Chrystusa, o wszystkim przesądziło głosowanie tłumu, który dziwnym trafem znalazł się na dziedzińcu, gdzie trwał sąd nad Chrystusem.

REGUŁY DEMOKRACJI

Zgodnie z regułami demokracji Chrystus przegrał konfrontację z Barabaszem. Dlaczego tak się stało? Otóż Piłat w swoim politycznym sprycie wyraźnie się przeliczył. Od początku chciał przecież uwolnić Chrystusa. Kiedy usłyszał: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18, 36), mógł co najwyżej pomyśleć, że ma do czynienia z jakimś niegroźnym mistykiem albo filozofem. A słysząc od oskarżycieli, że Jesus powinien umrzeć, ponieważ uznał się za Syna Bożego (J 19, 7), Piłat bardzo się przestraszył. Być może jako poganin i obywatel państwa, w którym godność boską przypisywano także cesarzowi, nie wykluczał, że w Chrystusie może być coś z bóstwa? Ale to wszystko było za mało, aby otwarcie stanął po stronie Chrystusa. Piłat uciekł się zatem do politycznej intrygi, aby nie narażać bogom, cesarzowi ani wpływowej arystokracji żydowskiej.
Przeliczył się jednak, myśląc, że ludzie, którzy oskarżają Chrystusa, mają jakikolwiek zasady moralne, że chodzi im o coś więcej poza dbaniem o własny interes. Wiedział bowiem że starszyzna żydowska jest przeciwna wszelkim przejawom mesjanizmu politycznego. Jakoś się przecież pod rzymskim panowaniem urządziła, a rozruchy i powstania były zagrożeniem dla jej pokaźnych majątków i interesów. Wiedział także, jak owa starszyzna pogardza pospólstwem. Kiedy zatem w miejscu, gdzie trwał proces nad Jezusem, pojawili się zwolennicy Barabasza, żądając uwolnienia swojego idola, zgodnie ze zwyczajem paschalnej amnestii, Piłat postanowił skonfrontować Chrystusa z Barabaszem. Po ludzku miał prawo sądzić, że starszyzna żydowska i jej poplecznicy nie będą głosować razem ze zwolennikami Barabasza.
Wiele wskazuje bowiem na to, że Barabasz był niebezpieczny tak dla Rzymian, jak i dla członków sanhedrynu. Był jednym z buntowników przeciwko Rzymianom. Święty Marek pisze o nim: „A był tam jeden zwany Barabaszem, uwięziony z buntownikami, który w rozruchu popełnił zabójstwo” (Mk 15, 7). O jego zaś stronnikach pisze: „Tłum przyszedł i zaczął się domagać tego, co zawsze im czynił” (Mk 15, 8). Kim był ów tłum, który wyraźnie odcina się od ludzi oskarżających Chrystusa? W książce Benedykta XVI „Jezus z Nazaretu” znajdujemy następujące wyjaśnienie tej sceny: „Do głosu dochodzi ochlos i domaga się uwolnienia Barabasza. Ochlos oznacza najpierw po prostu gromadę ludzi, tłum. Termin ten ma nierzadko wydźwięk pejoratywny i przybiera sens motłochu” (s. 200).
Dlaczego zatem światła i bogata arystokracja żydowska głosuje razem z tłumem – motłochem, którym pogardza? Dlaczego żąda uwolnienia Barabasza, którego pełne imię, jak przypomina Benedykt XVI, w niektórych najstarszych zapisach brzmiało: Jezus Barabasz – czyli Jezus Syn Ojca i również zawierało w sobie roszczenia mesjańskie? Widać jednak nawet owej starszyźnie bliżej już było do kogoś, kto wszczynał rozruchy i miał na rekach krew, niż do Mesjasza, który mówił o sobie: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”. (J 18, 37). Chrystus jako nauczyciel prawdy i sama Prawda był dla przywódców ludu bardziej niewygodny niż Barabasz! Jednomyślnego poparcia dla Barabasza ze strony tak różnych frakcji politycznych i społecznych nie mógł pojąć nawet Piłat. Wpadł w pułapkę demokracji i musiał uwolnić tego, który faktycznie zagrażał bezpieczeństwu Rzymu, a skazać niewinnego Chrystusa.
Nie da się przewidzieć wyników demokratycznej gry, w której żadna ze stron nie ma niezmiennych reguł i zasad. Piłat również ich nie miał. Jego pytanie „Cóż to jest prawda” (J 18, 39) wskazuje na typową postawę cynika, dla którego ostatecznie liczy się władza. Ile celebrowania władzy jest w jego słowach: „Czy nie wiesz, że mam władzę Ciebie uwolnić i mam władzę ciebie ukrzyżować?” (J 19, 10). Władza i kariera, a nie prawda, jest tutaj wartością najwyższą.

DLACZEGO WYGRYWA BARABASZ?

Z odpowiedzialności za przegraną Jezusa i wygraną Barabasza nie mogą się zwolnić również uczniowie Chrystusa. Benedykt XVI pisze: „Zwolenników Jezusa nie ma na placu sądu, nie ma ich, bo się boją. (…) Byli więc obecni stronnicy Barabasza, »tłum«, gdy tymczasem zwolennicy Jezusa ze strachu ukryli się, w następstwie czego głos ludu, na którym opierało się prawo rzymskie, reprezentowała tylko jedna strona” („Jezus z Nazaretu”, t. 2, s. 200- 212).
I tak oto dochodzimy do sedna. Dlaczego również dzisiaj w demokratycznych procedurach Chrystus często przegrywa z Barabaszem? Demokracja to taki system, w którym „głos głupca waży tyle samo, co głos mędrca”. Stąd niektórzy świadomie układają swoje programy i hasła pod głupców. Tak jest łatwiej i taniej. Zamiast sporu na argumenty, niezrozumiałe dla przeciętnego konsumenta telewizyjnych reklamówek, mamy zatem ściganie się w robieniu dobrego wrażenia, w dobieraniu krawatów i wkładaniu sobie szkieł kontaktowych w niebieskim kolorze. Wybory tych, którzy mają decydować o naszych losach i o miejscu religii w życiu publicznym coraz bardziej przypominają konkursy piękności. Wiele zależy od tego, jak danego kandydata przedstawią media. I to one często dokonują wyboru za ludzi intelektualnie mało samodzielnych.

DEMOKRACJA I WARTOŚCI

Ale to nie wszystko. W przesłaniu do uczestników VI Sesji Plenarnej Papieskiej Akademii Nauk Społecznych 26 lutego 2000 r. Jan Paweł II napisał: „Na progu trzeciego tysiąclecia demokracja staje wobec poważnego zagadnienia. Istnieje bowiem tendencja do uznawania relatywizmu intelektualnego za niezbędny przymiot demokratycznych form życia politycznego. (…) Z tego powodu ludzie przekonani, że pewne prawdy mają charakter absolutny i niezmienny, uważani są za nierozsądnych i niegodnych zaufania”. Dlatego w tzw. demokracji proceduralnej, nawet Chrystus jest niegodny zaufania.
Ten, kto mówi, że zna prawdę i gotów jej bronić, jest uznawany za fundamentalistę i fanatyka. Według dzisiejszych demokratycznych standardów prawdę się przecież ustala, zamiast ją odkrywać. W majestacie unijnych ustaleń marchewka może być owocem, a ślimak rybą. Takie decyzje już przecież zapadły w Brukseli! Ale są i mniej groteskowe pomysły, jak choćby próby ustalania przez głosowanie, czym jest małżeństwo, definiowania płci w oderwaniu od ludzkiej biologii czy określenia, kiedy zaczyna się ludzkie życie: od poczęcia, w 12. tygodniu, w chwili urodzin czy kilka miesięcy później, jak chcieliby niektórzy zwolennicy tzw. „aborcji postnatalnej”?
Jan Paweł II w encyklice Veritatis splendor ostrzegał: „Po upadku w wielu krajach ideologii, które wiązały politykę z totalitarną wizją świata – przede wszystkim marksizmu – pojawia się dzisiaj nie mniej poważna groźba (…) sprzymierzenia się demokracji z relatywizmem etycznym, który pozbawia życie społeczności cywilnej trwałego moralnego punktu odniesienia, odbierając mu w sposób radykalny zdolność rozpoznawania prawdy. Jeśli bowiem nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” (VS 101). To samo ostrzeżenie powtórzył przed 13 laty w polskim parlamencie.
W Polsce mamy obecnie próbę narzucenia nam dyktatury relatywizmu i bezideowości. W roli dobrych obywateli stawia się tych, którzy nie mają zahamowań, aby moczem gasić znicze i profanować krzyż, oklejając go puszkami po piwie. A źli to ci, którzy ośmielają się bronić prawa do wolności słowa i wolności mediów. Nawet patriotyczne hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna” w jednej z prorządowych stacji telewizyjnych zostało uznane za wrogie i obraźliwe.
Demokracja nie może być metodą ustalenia wartości, tylko szukania sposobu ich realizacji w życiu społecznym. „Szanując właściwą życiu wspólnoty politycznej autonomię, trzeba pamiętać jednocześnie o tym, że nie może być ona rozumiana jako niezależność od zasad etycznych. Także państwa pluralistyczne nie mogą rezygnować z norm etycznych w życiu publicznym” – mówił Jan Paweł II w polskim parlamencie 11 czerwca 1999 r.
NIEOBECNI NIE MAJĄ RACJI

Chociaż demokracja nie jest żadnym idealnym ustrojem i jest narażona nie wiele nadużyć, to „Kościół docenia demokrację jako system, który zapewnia udział obywateli w decyzjach politycznych i rządzonym gwarantuje możliwość wyboru oraz kontrolowania własnych rządów, a także – kiedy należy to czynić – zastępowania ich w sposób pokojowy innymi” (Centesimus annus 46).
Dlatego katolicy nie mogą obrazić się na demokrację. „Nie mogą oni rezygnować z udziału w »polityce«, czyli różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra” (Christifideles laici 42) Przypomnijmy, że także w procesie Chrystusa nieobecność jego uczniów przyczyniła się do zwycięstwa Barabasza. Do zwycięstwa zła w świecie – jak przypominał św. Josemaria Escriva – potrzeba tylko bezczynności ludzi dobrych. I tej bezczynności ludzi dobrych jest w Polsce dzisiaj za dużo. Za dużo jest tych, którzy lekceważą udział w wyborach i innych formach życia społecznego, nie zdając sobie sprawy, że ich bierność przyczynia się do wyrzucania Boga z życia publicznego – w imię rzekomej tolerancji i do poniżania Kościoła.
„Bierność, która zawsze była postawą nie do przyjęcia – dzisiaj bardziej jeszcze staje się winą” (Christifideles laici 3). Oby Chrystus, który w czasie procesu i męki doznał opuszczenia przez uczniów, wyrwał nas z tej bierności.

ks. Henryk Zieliński

Idziemy nr 13 (342), 25 marca 2012 r.