Dekret
Najwyższa Święta Kongregacja Oficjum rozważywszy w sposób
dogłębny niebezpieczeństwa, które mogą zaszkodzić religii i prawdziwej
pobożności z racji udzielania przez duchownych porad radiestezyjnych na
temat spraw dotyczących samych osób oraz przepowiadania zdarzeń, a także
uwzględniając wszystko to, o czym stanowią kanony 138 i 139 Kodeksu Prawa
Kanonicznego [stary kodeks przedsoborowy] w odniesieniu do duchownych świeckich i zakonnych, których
od tych porad winno się powstrzymywać, jako że one uwłaczają stanowi i
godności osobistej duchownego albo też mogą szkodzić jego autorytetowi,
postanawia co następuje, bez wdawania się wszakże tym dekretem w kwestie
naukowe na temat radiestezji.
Najdostojniejszym ordynariuszom miejsca i wyższym przełożonym
zakonnym poleca się, aby surowo zabronili duchownym świeckim i zakonnym
zajmowania się kiedykolwiek tymi badaniami radiestezyjnymi, uwzględnionymi
we wspomnianych poradach.
Już sprawą ordynariuszy i przełożonych zakonnych będzie,
jeśli uznają to za konieczne lub pożyteczne, dodać do tego zakazu sankcję
karną.
Gdyby zaś któryś z duchownych świeckich lub zakonnych,
naruszając ten zakaz, uczynił to po raz wtóry albo też dał powód do zgorszenia
czy zaistnienia groźnych niebezpieczeństw, ordynariusze i przełożeni zakonni
doniosą o tym do Świętego Najwyższego Trybunału.
Joannes Pepe
Notariusz Świętej Kongregacji
Świętego Oficjum
Rzym dnia 26. 03.1942
Wywiad z Księdzem Abp. Pylakiem
________________________
Wywiad z Księdzem Abp. Pylakiem
Są
kapłani, którzy na wszystko, co wiąże się z bioenergoterapią, radiestezją i
pokrewnymi zjawiskami mają jedno wyjaśnienie: diabeł, diabeł i jeszcze raz
diabeł. Żeby chociaż mówili, iż taki jest ich prywatny pogląd, ale oni
utrzymują, że głoszą naukę Kościoła. Tak Kościół nie uczy, proszę mi uwierzyć!
Z
problemem cudu zetknął się Ksiądz Arcybiskup - można rzec - oko w oko,
bynajmniej nie teoretycznie, w rok po święceniach kapłańskich. Wtedy bowiem
doszło do niezwykłego wydarzenia w Katedrze Lubelskiej. Jak Ksiądz wspomina
tamte wypadki?
- 3 lipca 1949 roku świętowaliśmy
rocznicę poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi. W pewnym momencie, po
nabożeństwie, na bocznym filarze kościoła, gdzie został zawieszony obraz Matki
Bożej, wierni zauważyli coś dziwnego. Po twarzy Maryi spływała łza. Reakcja
osób, które to obserwowały, była spontaniczna: zaczęły się głośno modlić.
Informacja o pojawieniu się cudu rozeszła się błyskawicznie i w krótkim czasie
katedrę zapełniły tłumy. W ciągu kilku zaledwie dni o „cudzie lubelskim",
jak ochrzczono fenomen, wiedziała już cała Polska. Rozpoczęły się pielgrzymki,
masowe spowiedzi. Wielkie religijne poruszenie zdenerwowało rządzących krajem.
Komuniści odebrali to jak policzek.
• Widział Ksiądz krwawe łzy na własne
oczy?
- W tamtym czasie brałem udział w rekolekcjach
kapłańskich. Kiedy wieczorem przyszedł do nas biskup Zdzisław Goliński z
prośbą, by pójść do katedry - nie wahałem się ani chwili. Chodziło o utrzymanie
porządku w świątyni, bo tłum był coraz większy. Poza tym obawiano się
prowokacji ze strony UB. Dzięki tej decyzji cały następny dzień spędziłem
stojąc przed obrazem Matki Bożej. Dokładnie widziałem podłużną plamę znaczącą
oblicze Maryi. Rozpoczynała się ponad brwią prawego oka i sięgała do
wysokości kości policzkowej...
• Wkrótce potem rozpoczęła pracę komisja,
której zadaniem było zbadanie niecodziennego zjawiska.
- Utworzył ją biskup Goliński. Do tego ciała
należeli m.in.: historyk sztuki, miejscowa malarka, chemik, lekarz, a ze strony
Kościoła - kanclerz Kurii biskupiej. Po wykonaniu analiz udało się ustalić
tyle, że charakterystyczne zawilgocenie na obrazie nie zawiera soli obecnej w
łzach. Komisja stwierdziła, że jest to „bezbarwna ciecz niewiadomego pochodzenia"...
• Reakcją władz były represje. Aresztowano
dwóch wikariuszy, kościelnego, siostrę zakonną. Ksiądz Tadeusz Malec spędził w
więzieniu bez wyroku sądowego rok.
- To prawda. Kolegą szkolnym Malca był
wysoko postawiony funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Adam
Humer. Zbrodniarz stalinowski słynący ze stosowania tortur wobec więźniów.
Tenże Humer odwiedził go w lochu lubelskiej siedziby UB i złożył propozycję
„nie do odrzucenia": Wyjdziesz, jak zeznasz, że cud spreparował biskup. Malec
oczywiście odmówił, bo wiedział, że to nieprawda. - W takim razie zgnijesz w
tym lochu - usłyszał na odchodnym. Ksiądz niedawno umarł śmiercią naturalną na
wolności (wypuszczono go po 12 miesiącach w skutek interwencji prymasa Stefana
Wyszyńskiego). Natomiast Humer - w latach 90. osądzony i skazany za swe
zbrodnie na siedem i pół roku więzienia - zmarł podczas przerwy w wykonywaniu
kary.
•
Czy w tej atmosferze terroru można było podejmować jakiekolwiek próby
rzetelnego zbadania cudu?
- Wszyscy bali się represji, ale pewne
próby podejmowano. Ja wiem o jeszcze jednej. W lubelskim seminarium duchownym
mieszkał wtedy ks. prof. Bolesław Radomski, dawny student Politechniki
Lwowskiej. Zaintrygowany tym, co działo się w katedrze, postanowił
sfotografować „cudowny obraz" przy pomocy specjalnych filtrów kolorowych.
Jego w ogóle fascynowała koncepcja fizycznego pomiaru przeżyć duchowych,
religijnych. Niestety, gdy w zamkniętej świątyni, w całkowitej tajemnicy
ustawiono pod obrazem stół z aparaturą do robienia zdjęć, z niezrozumiałych przyczyn
całe to urządzenie spadło na podłogę... Uznano, że nie był to przypadek i
odstąpiono od „naukowego" badania cudu.
• Księże Arcybiskupie, jaką rolę mają do
spełnienia cuda w świecie i w życiu ludzi? Czy Bóg, który jest transcendentny,
może bezpośrednio ingerować w porządek stworzenia?
- No cóż, Stwórca nie wykonuje tych
cudów na nasze żądanie. Są to raczej „wyjątki od reguły". Kiedyś odwiedziłem
Lourdes i tam usłyszałem, że cud autentyczny zdarza się w tym sanktuarium
statystycznie raz na pięć lat. U nas, jak przypuszczam, wygląda to podobnie,
jednak przykładamy zbyt małą wagę do sporządzania koniecznej dokumentacji. Np.
w naszej diecezji, w Wąwolnicy, już w dniu koronacji figury Matki Bożej w 1978
roku odnotowano szereg uzdrowień. Wtedy poprosiłem proboszcza, żeby te
doniesienia spisywał, dokumentował. Od tamtego czasu zdokumentowano ok. sto
sześćdziesiąt podobnych przypadków, przy czym niektóre z tych zdarzeń są
absolutnie pewne. Pomijam tu kwestię nawróceń, gdyż to jest rzecz subiektywna,
skupiam się wyłącznie na ewidentnych uzdrowieniach fizycznych. One muszą
przemówić do każdego.
Jeśli
oceniać „cud lubelski" jako całość, uważam, że ingerencja Boża miała
miejsce. A czy można traktować poważnie sam fakt pojawienia się „łez"?
Sądzę, że biorąc pod uwagę fakty uzdrowień, do jakich w związku z tym doszło,
jak najbardziej. Bóg często przemawia do nas przez znaki.
• Ale Kościół zachowuje daleko idącą
ostrożność w orzekaniu o prawdziwości cudów. Mówi się, że w tej dziedzinie
najbardziej „niewierzący" są... kapłani. Jakie muszą być spełnione wymogi,
by zjawisko uznać za ingerencję nadprzyrodzoną?
- Istotne znaczenie ma tu świadectwo
lekarskie. Dopiero, gdy lekarz powie jasno, że medycyna tego nie wyjaśni,
zbiera się komisja teologiczna i poszukuje wyjaśnień nadprzyrodzonych. Ta
komisja przemawia w imieniu Kościoła, a każdy z nas może mieć własny pogląd na
sprawę i mówić we własnym imieniu.
•
Istnieje duża liczba tzw. „objawień prywatnych" (ok. 1000). Kościół za nadprzyrodzone
uznał tylko niektóre z nich: Guadelupe, Lourdes, Fatimę, Akitę, Kibeho, La Salette, Gietrzwałd.
-
Jeżeli ktoś doznał objawienia, dla nie-ze str. 17 go - prywatnie - może to być szczególny
cud. Ale ja nie muszę w to wierzyć, chyba, że mam do tego człowieka pełne
zaufanie. Jednak, ujmując rzecz w perspektywie ostatecznej, to nie jest
argument dla mojej wiary. Zwłaszcza, że wielu ludzi cierpi na choroby
psychiczne i doznaje omamów. Z kolei w większych grupach odnotowuje się
zjawisko sugestii zbiorowej.
•
Księże Arcybiskupie, czy cuda objawień mogą zostać wyjaśnione na gruncie
nauki, bez odwoływania się do czynników nadprzyrodzonych?
-
Nauka bada wyłącznie to, co zawiera się w sferze naturalnej. Nad-natura to jest
zupełnie inny świat. Do świata ponad-naturalnego, świata Bożego możemy sięgać
modlitwą, ale stamtąd mogą też przychodzić do nas pewne znaki. Znaki przeznaczone
dla jednego człowieka, czasem dla wielu. Przeżycia Siostry Faustyny były np.
przekazem skierowanym do całego społeczeństwa. W takich przypadkach Kościół
zawsze konfrontuje sytuację z Ewangelią, bo tam zostało wszystko objawione.
Jeśli objawienia prywatne są zgodne z nauczaniem Ewangelii, uznaje się je za
prawdziwe. Można zatem powiedzieć, że cuda są znakami obecności Boga w
świecie, a ich rola sprowadza się do wspierania tych, którzy zmierzają na spotkanie
ze Stwórcą.
•
Zdarzają się jednak przypadki - takie jak Mediugorie czy Garabandal - gdy
Kościół unika jednoznacznego wypowiadania się w kwestii prawdziwości występujących
tam objawień.
-
Kościół nie może opierać swojej wiary na relacji jakiegoś, nawet najbardziej godnego
zaufania człowieka. To, co on przeżył, należy skonfrontować z objawieniem
publicznym. Jeżeli te treści się pokrywają, sprawa jest jasna.
• Ksiądz Arcybiskup wierzy w cuda?
- Ja codziennie odprawiam Mszę Świętą i
to jest największy cud, jakiego doświadczam w życiu. Mówię o ofierze, którą
obecny na ołtarzu Chrystus składa za nas. Niewierzący tego nie przyjmie do
wiadomości, ale dla mnie właśnie to jest cud. Żyjemy w kręgu Tajemnic Bożych,
one są bardzo blisko nas. A jeśli chodzi o cuda fizykalne, wydaje mi się, że
Pan Bóg czasem daje znaki. W świecie istnieje wiele niewidzialnych wpływów.
Niejednokrotnie sam ich doświadczyłem.
• Czy radiestezja, którą Ksiądz Arcybiskup
praktykuje, też jest rodzajem manifestowania się takich trudnych do uchwycenia
wpływów?
- Powiem tak: radiestezją zawsze ogarniam
tylko ten świat. Ktoś mnie nawet kiedyś Zapytał, czy wahadełkiem można badać zaświaty?
Ale ja pytam: po co? Przecież nic nie pomożemy bytom z tamtej strony. To jest
tylko głupia ciekawość. Moje założenie brzmi: dary Natury trzeba wykorzystywać
tu, a tamten świat zostawić Bogu.
• W jakich okolicznościach odkrył Ksiądz
swoje zdolności radiestezyjne?
Zrodziły
się one z potrzeby ratowania mojego zdrowia. Z natury odznaczałem się raczej dobrą
kondycją fizyczną, jednak w 40 roku życia rozpoczął się okres różnych
schorzeń. Mieszkałem wówczas w gmachu Lubelskiego Seminarium Duchownego.
Przeszedłem operację woreczka żółciowego, nadal niedomagałem. Dopiero znajomy
zakonnik radiesteta otworzył mi oczy i ukazał przyczynę moich dolegliwości.
Okazało się, że spałem przez wiele lat na cieku wodnym, który oddziaływuje
szkodliwie na żywy organizm. Skutek był wiadomy - system nerwowy i całe ciało
zareagowało chorobami. Od tamtego czasu zacząłem interesować się radiestezją.
•
Pewna część kapłanów i zakonników ma negatywny stosunek do tzw. wahadlarstwa,
twierdząc, iż jest to „energia złego".
- Znany
lubelski radiesteta Zdzisław Klimkiewicz, który zbudował urządzenie niwelujące
szkodliwe promieniowanie cieków wodnych, napisał list do Ojca Św. Jana Pawła II
z pytaniem, czy radiestezja pozostaje w sprzeczności z wiarą katolicką. Dostał
odpowiedź, przesłaną przez ks. Stanisława Dziwisza: „Zajmuje się Pan
radiestezją, jak pisze o tym. Jeśli to ma służyć dla dobra ludzi, to chyba nie
ma w tym nic złego, co byłoby przeciwne wierze katolickiej (...) w człowieku
jest wiele możliwości i Pan Bóg nie zabronił mu używania rozumu dla godziwych
celów...". Tak więc uzyskaliśmy wypowiedź samego Papieża. List podpisał
ksiądz Dziwisz, ale to było pytanie skierowane do następcy Św. Piotra.
•
Konkretne pytanie i konkretna odpowiedź.
-
Właśnie. Nawiasem mówiąc wiem, że w Krakowie, tam gdzie zwykle nocował Karol
Wojtyła, łóżko było ustawione w fatalnym miejscu i siostra zakonna, która
znała się na radiestezji, to posłanie mu przesunęła. Swego czasu również kardynał Franciszek Macharski prosił mnie, bym
zbadał wahadłem ustawienie jego tapczanu. W Warszawie, w domu biskupów,
arcybiskup Józef Michalik też miał nie najlepsze miejsce... Podsumowując więc:
z tym stosunkiem hierarchów kościelnych do radiestezji nie jest wcale tak źle.
Co prawda, słyszałem, że biskup katowicki zakazał któremuś księdzu tego
rodzaju działalności, ale ja to traktuję jako zakaz zakładania biura o kim
profilu. Medycyna jest medycyną i zostawmy ją medykom. Nie widzę natomiast
przeciwwskazań, by jakiś ksiądz nie mógł posługiwać się wahadełkiem osobiście.
Jeśli ktoś mnie prosi, by mu pomóc, moim obowiązkiem jest pomagać.
•
Katolicy w Polsce żyją w pewnym rozdarciu.
Słyszą bowiem z ust części duchowieństwa (głównie w pewnej rozgłośni radiowej),
że radiestezja i różne formy medycyny naturalnej to przejawy magii...
–
Głosiciele takich poglądów powołują się często na autorytet Kościoła. Powiadają,
że Kongregacja watykańska, a więc najwyższy
urząd Kościoła, piętnuje radiestezję i medycynę naturalną jako zabobon.
Narzucają tę błędną i szkodliwą opinię także kościelnym mass mediom. Np. pewien
ksiądz pisze: „Rozmaite wahadełka, psychoenergoterapia? To jest wszystko
obrzydliwość”( Niedziela z 12 lutego 2006). Inny zaś nazywa te sprawy „grzechem
– bo człowiek szuka zbawienia poza Chrystusem – w różnych energiach,
medytacjach, drzewkach szczęścia, talizmanach, wróżbach, szlachetnych kamieniach”
(Niedziela z 11 czerwca 2006). Do tego rodzaju praktyk zalicza również
homeopatię. Jeszcze inny ojciec pisze artykuł pod tytułem: „Wahadełko nad kotletem”
(Gość Niedzielny z 26 marca 2006). Za puentę tego krótkiego przeglądu niech posłuży ocena radiestezji
dokonana przez dyrektora Centrum Badań nad Nowymi Religiami „Rafael” z Krakowa.
Mówi on: „Z punktu widzenia nauki radiesteci są oszustami. Na ciągają ludzi,
wykorzystując ich naiwność”
przy
czym radiestezję medyczną określa mianem szarlatanerii!! ( Nasz Dziennik z 13
lutego 2001).
•
Jak rozumiem, Ksiądz Arcybiskup nie podziela tych poglądów?
–
Przyznam, że jestem zaskoczony postawą tych księży, którzy negatywnie oceniają
radiestezję i bioenergoterapię, nie znając ich natury. W innych krajach notowano
opór w stosunku do medycyny alternatywnej, ale były to głosy ze strony przedstawicieli
medycyny konwencjonalnej. Bo mamy tu do czynienia z problemem medycznym, a nie religijnym! Medycyna naturalna
jest tak stara, jak ludzkość i nadal korzysta z niej 80% populacji ziemskiej.
Medycyna konwencjonalna jest o wiele młodsza. W Stanach Zjednoczonych i w krajach
Europy Zachodniej obie te dziedziny, po okresie swoistej wojny, współistnieją i
współpracują. W 75% uczelni medycznych w USA
wykłada się także różne kierunki medycyny naturalnej. Również parapsychologiawywalczyła
sobie miejsce w kręgu nauk
uniwersyteckich. W naszym kraju jesteś my opóźnieni. Myślę, że z biegiem czasu także u nas obie skłócone siostry: medycyna
akademicka i naturalna podadzą sobie ręce. Jeden jest bowiem chory i jedna
troska o
niego,
czyli jedna medycyna.
•
Dlaczego zatem wielu duchownych piętnuje coś, czego nie zna?
–
Muszę tu zaznaczyć jedno: my, duchowni, jeśli zabieramy głos na wspomniane
tematy, czynimy to nie jako przedstawiciele Kościoła, bo radiestezja i bioterapia
związane są ze światem natury. Podobnie i ja wypowiadam się w tych sprawach nie
jako biskup, lecz ten, kto zna te problemy ze swego doświadczenia. Gdy słyszę
lub czytam negatywne opinie o radiestezji, jak cytowane przed chwilą, przypomina mi się łacińskie przy słowie: Si tacuisses, philosophus mansisses – gdybyś
milczał, uchodziłbyś za filozofa i nie wiedziano by o twojej głupocie. Nie zabierajmy
więc głosu w sprawach, na których się nie znamy. Ignorancja nie upoważnia do
głoszenia błędnych opinii.
•
Czy mógłby Ksiądz Arcybiskup podać jakiś przykład ze swojej praktyki potwierdzający
skuteczność radiestezji jako metody?
–
Oczywiście. W jednym z klasztorów zmarł pewien zakonnik w 46 roku życia. Tak
się złożyło, że był to mój stały spowiednik. Po kilku latach pożegnał się z tym
światem również jego następca. Zaniepokoiłem się nie na żarty i przebadałem radiestezyjnie
miejsce, gdzie stało ich łóżko. Okazało się, że płynął pod nim ciek wodny,
łącznie ze skrzyżowaniem szkodliwych linii geopatycznych. Było to dla organizmu
podwójne zło. Dlatego, gdy zamieszkał tam już trzeci mój spowiednik,
zainstalowałem w jego pokoju
odpromiennik. W międzyczasie przybył do klasztoru młody zakonnik. Potraktował
ten odpromiennik jak magię i, nie pytając nikogo o zgodę, usunął go, po czym,
jak sądzę, zniszczył. Tak się złożyło, że mieszkaniec tego pokoju wkrótce
zmarł. Śmiem twierdzić, że ów zakonnik - z pewnością nieświadomie i w dobrej
wierze - przyczynił się do szybszego przejścia swojego współbrata w Boży świat
wieczności.
• Czasem niewiedza bywa niebezpieczna.
-
Można by rzec: śmiertelnie niebezpieczna. Ja sobie myślę tak: każdy wie, że
mamy pięć zmysłów, ale czy nie może istnieć również szósty? Daltonista nie
widzi kolorów i dla niego czerwony nie istnieje. Ktoś ma szósty zmysł i może
nawet widzieć aurę. W Rosji urządzenia do fotografowania aury i diagnozowania
w ten sposób chorób znajdują się już oficjalnie na wyposażeniu szpitali.
Uważam, że dojdziemy do takiego etapu, gdy poznawalność tych faktów będzie znacznie
większa i pośrednio dostępna dla wszystkich.
Lekarz
mówi: gdyby każdy mógł stwierdzić istnienie szóstego zmysłu, nauka nie
wahałaby się tego zaakceptować. Niestety, nie każdy ma tę właściwość. Moim
zdaniem są to kwestie dziedziczne. Np. mój ojciec dysponował podobnym darem,
również brat, choć w znacznie mniejszym stopniu. Ja tu liczę ilość ruchów
wahadła. Gdy ktoś ma ponad sto, oznacza to, że jest wrażliwy. Ale są i tacy,
którzy mają dwieście i mogą skutecznie pomagać innym. W tej dziedzinie
wyróżniało się wielu księży, także w Polsce. Ale są też tacy kapłani, jak np.
jezuita ojciec Aleksander Posacki, którzy na wszystko mają jedno wyjaśnienie:
diabeł, diabeł, i jeszcze raz diabeł! Żeby chociaż mówili, że taki jest ich
prywatny pogląd, oni jednak utrzymują, że głoszą naukę Kościoła. Tak Kościół
nie proszę mi uwierzyć! W żadnej teologii nie spotkałem na ten temat słowa.
Swego
czasu napisałem do ojca Tadeusza Rydzyka, dyrektora toruńskiego Radia Maryja: Dopuszczacie
do głosu księdza Posackiego, on naświetla kwestię z jednej strony. W imię
prawdy dopuśćcie też do głosu innych.
• Odpisał?
- Nie mam odpowiedzi i już chyba jej nie
będzie. Dwa razy pisałem.
• Wiem, że Ksiądz Arcybiskup czytuje od
samego początku „Nieznany Świat". Jak Ksiądz ocenia nasz miesięcznik?
- To jest jedno z pism, które odsłania teren
nieznany i robi to na naprawdę wysokim poziomie merytorycznym. Czytam was
bardzo uważnie, a niektóre artykuły zamieszczane na łamach znacząco poszerzają
moją wiedzę. Wykonujecie dobrą robotę.
• Dziękuję za rozmowę.
http://www.nieznanyswiat.pl/images/stories/artykuly/pylak-wywiad-razem.pdf
__________________
Pewne
uzdolnienia (wrażliwość na promieniowania) są dziedziczne. To naturalny dar
Boga, który posiadają ludzie w różnym natężeniu. W minimalnym stopniu dysponują
nim wszyscy. Jednak tylko ok. 20% populacji ziemskiej charakteryzuje się nim
w takim stopniu, że może pomagać sobie i drugiemu człowiekowi. Ponieważ nie wszyscy
posiadają ten dar natury w tak dużym natężeniu, dlatego dla wielu nie stanowi to
problemu naukowego. Jednak dla tych 20% ludzkości, utalentowanych
radiestezyjnie, jest to rzeczywistość wprost oczywista, poznawalna
eksperymentalnie.
Nie
korzystanie z tego daru Bożego byłoby obrazą dobrego Stwórcy. Nie pomaganie innym
ludziom byłoby grzechem zaniedbania (...).
Tłumaczenie
skutków bioterapii jako owoców działania autosugestii (psychologiczny efekt
placebo) jest niesłuszne, gdyż bioterapeuci pomagają również dzieciom, ludziom
nieświadomym i zwierzętom. Przypisywanie skutków ich działania złemu duchowi
jest nonsensem. Zły duch działa tam, gdzie człowiek otwiera przed nim swoje
serce: nie ma dostępu do ludzi żyjących po Bożemu (...).
Czy
katolicy mogą korzystać z usług (...) uzdrowicieli i radiestetów? Z pewnością tak.
Wszak są to działania z wykorzystaniem naturalnych uzdolnień natury ludzkiej danych
nam przez Stwórcę dla naszego dobra. Pewne niepokoje w tej dziedzinie wzbudził
dekret Kongregacji Świętego Oficjum z 26 marca 1942 roku, który zakazuje duchownym
udzielania porad w oparciu o radiestezję. Dekret dotyczy osób duchownych, a nie
świeckich. (...). W tym przypadku korzystamy z daru natury, a więc daru Bożego
dla naszego dobra. Omawiany dekret nie neguje i nie zakazuje potrzeby badań
naukowych z zakresu radiestezji, a więc uznaje jej istnienie. W stosunku do duchownych
zakaz Kościoła ma charakter dyscyplinarny. Chodzi o zabezpieczenie autorytetu
księdza jako sługi Bożego, powołanego do spełniania posług religijnych. Nie można
tego autorytetu nadużywać do czynności niereligijnych (...). Czym jest (...)
bioterapia, zwana też medycyną naturalną? Nazwą tą ogarniamy szereg
form oddziaływania na chory organizm, aby przywrócić mu zachwianą równowagę zdrowotną.
Nie pretenduje ona do miana medycyny alternatywnej w stosunku do medycyny
akademickiej. Pragnie ją tylko wspomagać i ewentualnie uzupełniać. Jest wcześniejsza
i starsza od swojej siostry, medycyny akademickiej, która korzysta z różnych
nowoczesnych urządzeń technicznych. Nadal jest praktykowana w wielu krajach świata,
często w harmonijnej symbiozie z medycyną konwencjonalną. Tylko w naszym kraju
obie te medycyny są skłócone, z pewnością ze szkodą dla obu stron, a zwłaszcza
chorych.
Więcej
informacji na temat bioterapii i radiestezji zamieściłem w referacie wygłoszonym
na zebraniu Towarzystwa Naukowego KUL. Ukazał się on drukiem pod tytułem Psychotronika
– problem czy tajemnica? w Ateneum Kapłańskim (R. 79: 1987, T. 109, s.
324-334). Poświęciłem też temu tematowi rozdział II zatytułowany W kręgu świata
widzialnego i niewidzialnego w mojej książce Poznawać w świetle wiary.
(Warszawa
2003). Fragment artykułu ks. abp. Bolesława Pylaka
Moje
hobby – radiestezja i bioenergoterapia