Idea „Wielkiej Ukrainy” (1)
Jak to się zaczęło?
„Stworzenie” narodu
ukraińskiego
„…pewien
prąd separatystyczny, czy przynajmniej regionalistyczny byłby się wśród pewnych
odłamów ludności ruskiej narodził (…) i bez inspiracji masońskiej. Prądy
narodowościowe stały się w wieku XIX i w początkach XX czymś tak powszechnym i
tak nieodzownie wynikającym z atmosfery epoki, że tylko przypadek, albo
wytrwała zakulisowa kontrakcja mogły były powstaniu takich ruchów wśród Rusinów
przeszkodzić…” – pisze Jędrzej
Giertych. Jednak te naturalne tendencje
stały się kanwą, na której siły ponadnarodowe
(Giertych konsekwentnie nazywa je masonerią) zapragnęły wznieść swój „plan zbudowania
Ukrainy – od Pienin do Kaukazu” – pisze dalej Giertych. - „Celem tego największego z planów
„narodowościowych”, jakie kiedykolwiek i gdziekolwiek istniały, jest rozbicie
dwóch narodów, szczególnie od dawna przez masonerię zwalczanych: Polski i
Rosji”.
Przełomowym momentem w odradzaniu się narodowej odrębności dość
dotychczas biernej ludności ruskiej, zamieszkującej dorzecze Donu i Dniepru aż
po Zbrucz i Bug (tzn. do dawnych granic Królestwa Polskiego i Galicji Zachodniej),
było wydanie w Budapeszcie w 1837 r. zbioru pieśni w języku ruskim pt. Rusałka
Dnistrowaja. Dokonali tego trzej studenci uniwersytetu unickiego we Lwowie, a
później ideolodzy „rusinizacji” dotychczas mówiącej po polsku inteligencji
rusińskiej: Szaszkiewicz, Wagilewicz i Hołowacki. Ruch przez nich zapoczątkowany, nabrał sił w
następnych dekadach m.in. dzięki wsparciu austriackiego namiestnika Galicji,
hrabiego Franza Stadijona, który w 1848 r. powołał z inspiracji Wiednia Hołowną
(Główną) Radę Ruską, wymierzoną przeciw żywiołowi polskiemu, dominującemu na
tym terenie. Przez swe krótkowzroczne działania, służące doraźnym celom administracyjnym,
które kosztem wielowiekowego ładu cywilizacyjnego zaprowadzonego tu przez
Polaków, uwolniły demona lokalnego nacjonalizmu - zasłużył wśród Polaków na pogardliwy
tytuł kogoś, kto „wymyślił naród ukraiński”. Zapewne, pomocny zamysłom
Stadijona – a może jako część jego planu – stał się najkrwawszy bunt chłopski w
dziejach Polski, tzw. rabacja galicyjska,
za której bezpośredniego sprawcę uważa
się starostę Tarnowa, Josepha Breinl von
Wallersterna. Na początku 1846 r., posługując się upatrzonym do
tego zadania chłopskim pieniaczem Jakubem Szelą, jak również zebraną przez
niego chmarą wiejskich pijaczyn i kryminalistów, rozpuścił plotkę – absurdalną, acz łatwo
trafiającą do głów ciemnych lub upojonych okowitą - że wobec planowanego przez
rząd austriacki zniesienia pańszczyzny w Galicji, polska szlachta zamierza „chłopów
wymordować”. O tym, że Szela był
austriackim agentem, świadczą glejty bezpieczeństwa wystawiane przez niego
podczas werbunku i respektowane przez administrację austriacką, dziwaczne hasło
„Bóg i Cesarz” wykrzykiwane przez
zrewoltowaną czerń wsiową, a także obietnica starosty wypłaty nagrody
pieniężnej za każdego zabitego, rannego lub żywego szlachcica polskiego,
odstawionego do cyrkułu. Charakterystyczna
rzecz: podczas dzikiej, dokonywanej w upojeniu krwią i alkoholem rabacji, która
w ciągu dwóch dni zebrała żniwo w postaci 2 tys. zabitych i wielu setek rannych Polaków oraz spustoszonych
470 dworów, nie poniósł uszczerbku ani
jeden Niemiec, Austriak lub Żyd. Zapewne
– obraz tej krwawej rozprawy z „polskimi panami” był uważnie obserwowany przez
ukraińską ludność, dla której od wieków wzorem dla własnych ruchawek, była dojrzała
i zazwyczaj dobrze zorganizowana polska walka w obronie Ojczyzny lub niepodległości.
Świadectwem, jak bardzo polskie inspiracje mogły przyśpieszyć rozwój
nacjonalistycznych tendencji w ukraińskim przywództwie, są pochodzące z 1928 r. słowa jednego z dwudziestowiecznych
ideologów ukraińskich, Michała Kołodzińskiego - choć w sposób typowy dla
umysłowości zindoktrynowanej, wykoślawiające polski wzór patriotyczny i
ujawniające własny, brutalny rys ideowy:
„Na przykładzie polskich powstańców
widzieliśmy, że ludzie, którzy chcieli zdobyć wolność dla swojego narodu, nie
przebierali w środkach dla jej osiągnięcia. Dlaczego i my nie mielibyśmy pójść
drogami wytyczonymi przez historię? Trzeba krwi, dajmy morze krwi, trzeba
terroru, wprowadzimy piekielny, trzeba ofiarować dobra materialne, nie
zostawimy sobie niczego. Mając na celu wolne państwo ukraińskie, idźmy doń
wszystkimi środkami i wszystkimi drogami. Nie wstydźmy się mordów, grabieży i
podpaleń. W walce nie ma etyki. Etyka na wojnie to pozostałości niewolnictwa
narzuconego przez zwycięzców - zwyciężonym. Nie dbajmy o dobre imię i opinię w
świecie, bo choćbyśmy byli nie wiadomo jak ideowymi w swojej walce, wszyscy
nazywać nas będą bandytami. Każda droga, która prowadzi do naszego najwyższego
celu, bez względu na to, czy przez innych nazywana jest heroizmem czy
podłością, jest naszą drogą (za: Ołeksandr
Zajcew, Ukraiński nacjonalistyczny imperializm Mychajła Kołodzińskiego http://www.uamoderna.com/event/186-186 ).
Nieco inaczej kształtowała się tożsamość
narodowa na prawosławnej w większości Ukrainie Zadnieprzańskiej, czyli na Połtawszczyźnie,
Czernihowszczyźnie, w Charkowskiem i Woroneskiem. W XIX wieku, dzięki działalności urodzonych na
Zadnieprzu pisarzy i ideologów ukraińskich, wykształciło się tam najstarsze
ognisko ruchu ukraińskiego – zanim sto lat później, to samo społeczeństwo nie
zostało wyniszczone przez bolszewików, wtapiając się w ramy państwowego i
narodowego życia rosyjskiego. Dzięki tym przewodnikom duchowym z Zaporoża - wśród których
jedyny wyjątek stanowił urodzony na „polskiej” (prawobrzeżnej) Ukrainie narodowy
poeta ukraiński, Taras Szewczenko (jednakże „pilotowany” pod względem
artystycznym i ideowym przez „lewobrzeżnego” Pantelejmona Kulisza: tłumacza
Szekspira, Byrona i Mickiewicza na język ukraiński a także orędownika
„ukraińsko-polskiego pojednania”) – ostatecznie z mieszaniny gwar rusińskich wyłonił
się literacki język ukraiński, promieniujący stąd na resztę ziem dorzecza
Dniepru i Wołgi. Ma to kluczowe znaczenie dla wykrystalizowania się idei
jednego narodu ukraińskiego, który w przyszłych rojeniach doktrynerów
nacjonalistycznych miałby zająć „rdzenne ukraińskie ziemie” - od Kaukazu po Przemyśl
i Karpaty. Po stronie Ukrainy „polskiej”, wspomożeniem tego wielkoukraińskiego
pienia - coraz bardziej tracącego, pod wpływem ideologów, swój charakter
liryczno-mesjanistyczny na rzecz krwiożerczego programu politycznego, wymierzonego
w Polskę i symbolizujący ją katolicyzm - było powstałe w 1868 r. we Lwowie i
skądinąd pożyteczne, stowarzyszenie oświatowe „Proświta”. Przez sieć swych placówek,
w postaci ukraińskich świetlic, czytelni i bibliotek (do 1917 r. powstało ich 5
tysięcy!), rozpowszechniało ono wśród ludności rusińskiej idee nie tylko niepodległej,
ale również ”Wielkiej” Ukrainy. Zaznaczmy, że „Proświta” bez przeszkód kontynuowała
działalność przez cały okres istnienia II Rzeczpospolitej.
Judeizanci
Omawiając,
z konieczności w zarysie, genezę ruchu wielkoukraińskiego - który przekształciwszy się w XX stuleciu w
organizacje militarne, przyniósł straszliwe żniwo w postaci ludobójstwa Polaków
na Wołyniu w okresie międzywojennym, a zwłaszcza w latach II Wojny Światowej - nie sposób pominąć znaczenia, jakie dla jego formowania się miały, począwszy od XV w., wpływy tzw. judeizantów (żidowstwujuszczich).
Ujawniły się one zwłaszcza na południu ziem ruskich, poważne oddziałując przede
wszystkim na wyższe warstwy społeczeństwa rusińskiego. Bez wiedzy o tym niesłychanie ciekawym
zjawisku umysłowego „podboju” w XV i XVI w. nieomal całej elity umysłowej Rusi
i Rosji południowej przez dwie spokrewnione ze sobą sekty: bogomiłów i chazarskich
żydów-kabalistów, trudno w ogóle omawiać przemiany społeczeństwa
chrześcijańskiego (prawosławnego i greko-katolickiego), które przez wieki zamieszkiwało te ziemie, a
zwłaszcza jego zdumiewającą dewiację w kierunku nacjonalistycznego zwyrodnienia.
Aż do czasu Powstania Chmielnickiego,
nie wykazywało przecież ono większego ożywienia narodowościowego ani przejawów ideowego „ruchu ruskiego” – po czym
w ciągu zaledwie jednego-dwóch pokoleń postanawia odrobić wielowiekowe
zaniedbania, wzywając do stworzenia niemal od zera, czterdziestomilionowego narodu ukraińskiego, aby
w ten sposób „zadać śmiertelny cios dwom
narodom [wcześniej] istniejącym – polskiemu i rosyjskiemu” - pisze Jędrzej
Giertych.
Przedwojenna polska publicystka, Irena
Jarosława Zwolińska, w szkicu pt. Żydzi i narodziny literatury ukraińskiej
(ukazał się w żydowskim dzienniku „Nowy Przegląd" 27 grudnia 1937 r.) zestawiła listę pisarzy, tłumaczy i
publicystów ruskich, judaizantów lub Żydów, a także dzieł literackich,
przekładów itp., które ukazały się na Ukrainie, a z ich obozu wyszły -
dochodząc do wniosku, że „Żydzi wywarli decydujący wpływ na powstanie
ukraińskiej literatury narodowej, a hebraistyka zainicjowała bądź przyspieszyła
rozwój ukraińskiej nauki”. W sukurs tej
tezie idzie prof. Feliks Koneczny, pisząc w swej „Cywilizacji żydowskiej”, że „charakterystycznym
dla stosunków wschodnio-słowiańskich jest jednak coś donioślejszego, coś, czego
się nigdzie indziej nie spotyka: Żydzi wkroczyli w piśmiennictwo teologiczne
ruskie. Z tych pomników piśmienności najstarszym jest przekład księgi Estery z
hebrajskiego oryginału, dokonany przez jakiegoś wychrztę. W czasie późniejszym
powstają przekłady urywków z Pentateuchu tudzież z Majmonidesa „Logiki”….
W innym miejscu Koneczny podkreśla,
że „duchowieństwo Wielkiego Nowogrodu
uczyło się od Żydów teologii”, a
przyczyna tkwiła w tym, że „wobec niskiego poziomu umysłowego Rusi,
Żydzi odbijali wielce od tła jako uczeni, imponujący wprost swą „wiedzą”. Na
takiego Żyda patrzano jako na istotę wyższego rzędu”. Skutkiem tego „prawosławie
jest ze stanowiska dogmatyki najbliższe katolicyzmowi […] ale ze stanowiska
filozoficzno-religijnego […] cerkiew prawosławna jest z całego chrześcijaństwa
najbliższa judaizmowi”.
Chmielnicki
Tu
konieczna jest dygresja. Skoro Powstanie Chmielnickiego od XIX-wiecznego ruchu
narodowościowego dzieli zaledwie półtora wieku, to jakim procesem historycznym wytłumaczyć
fakt tego niesłychanego przyspieszenia? Odpowiedź komplikują fakty, które o
samym Chmielnickim podaje m.in. polski historyk hr. Henryk Krasiński w swej monografii:
„The Cossacks of the Ukraine” (Londyn, 1876) – że był to szlachcic z Mazowsza,
którego ojciec posiadał również mająteczek koło Czechrynia na Ukrainie, gdzie
Chmielnicki częściowo się wychował. Dzięki swej znajomości ukraińskich spraw, a
także inteligencji i obyciu, miał on zaskarbić sobie sympatię samego Władysława
IV i zostać mianowany „ramieniem królewskim” (brachium regale) na Zaporoże. http://www.archive.org/stream/cossacksofukrain00krasrich/cossacksofukrain00krasrich_djvu.txt
) Jakim sposobem, na piedestał ukraińskiego
bohatera narodowego trafia polski renegat? - do którego „warszawskiego” okresu życia,
inne źródła historyczne dodają kolejne fakty (por. Pierre Chevalier: Histoire
De La Guerre Des Cosaques Contre La Pologne, Paris 1668; reprinted by Kessinger
Publ. Comp., 2010). Podczas pobytu w
Warszawie ok. 1639 r. miał on kontaktować
się z ambasadorem francuskim w Polsce, de Bregy’m, po czym zniknąć na parę lat
(być może pełnił wtedy misję królewską na Ukrainie) aby wyłonić się w Paryżu w 1646 r. Do Rzeczpospolitej
wraca z Paryża zaledwie na dwa lata przed wybuchem „zorganizowanego przez
siebie” Powstania… Dość to zaskakująca
biografia i dziwne meandry psychologiczno-geograficzne, jak na szlachetkę z
Mazowsza, który oto, z nikogo – w ciągu paru lat zmienia się w istnego Scypiona,
staje się wodzem duchowym i militarnym Zaporoża
- ogromnej prowincji Pierwszej Rzeczpospolitej - i gwiazdą przewodnią wielomilionowego
ludu kozacko-rusińskiego, który będzie odtąd po dziś dzień, budować swą
tożsamość narodową na tej skleconej z niepasujących odłamków legendzie. Nasuwają
się dalsze pytania: jaki bezdenny musiał być skarbiec, z którego Chmielnicki
czerpał fundusze na stworzenie istnego Molocha - swej kilkusettysięcznej
armii?... Jak potężna i jak dawno
puszczona w ruch musiała być machina propagandowa, która przygotowała grunt pod tak niesłychany sukces…?
Imperium
Chazarskie
Podkreślic
należy, że Żydzi zamieszkujący te tereny nie byli w większości mozaistami,
czyli „dziećmi Abrahama”, lecz kabalistami, talmudystami i innego rodzaju wyznawcami
„judaizmu rabinackiego”. Był on wynikiem zamętu, w jaki w ciągu kilkuset lat po
Chrystusie popadła religijność Żydów, tracąc swe jednoznaczne Starotestamentowe
zakorzenienie w Jedynym Bogu (Recytatyw z Księgi Powtórzonego Prawa: Sh'ma
Yisrael Adonai Eloheinu Adonai Eḥad znaczy:
Słuchaj Izraelu, nasz Bóg jest Bogiem Jedynym) na rzecz talmudyzmu i
kabalistyki. Zainteresowanych rozważaniami na ten temat odsyłam do świetnie napisanej
książki prof. Izraela Szahaka „Żydowskie dzieje i religia” (wyd. pol.
Warszawa-Chicago, 1997). Podobnie, trudno mi będzie rozwinąć szerzej – jedynie sygnalizując
- kolejny aspekt historyczny, mający
zasadnicze znaczenie dla określenia źródeł krystalizowania się pojęcia Wielkiej
Ukrainy. Nie przez przypadek, terytorium zakreślone marzeniami o państwie ukraińskim „od Kaukazu po Karpaty”, w dużym
stopniu daje się nałożyć na granice dość tajemniczego, z powodu skąpości źródeł,
a ogromnego obszarem i potężnego tworu państwowego, jakim do IX w. było Imperium
Chazarów.
W czasie, gdy Rosja jeszcze nie istniała
jako byt państwowy, rozciągało się ono od nizin nadwołżańskich po Karpaty na
zachodzie i stepy Kazachstanu na wschodzie, od północy sięgając po Rostów, a od
południa do Kaukazu. Chazarowie byli turko-tatarami trudniącymi się rozbojem, napadami
na okoliczne plemiona, ściąganiem haraczu, lichwą i handlem niewolnikami. Do
tego, byli poganami oddającymi się
kultowi fallusa. Znienawidzeni przez sąsiadów, zwłaszcza przez nękanych ich atakami
Słowian, ulegli w 965 r. zjednoczonym siłom słowiańskim pod wodzą Świętopełka,
kiedy to zburzona została ich stolica i główne miasta, a w niewolę wzięto i wywieziono na zachód tylu Chazarów,
ilu zdołano pojmać. Spora ich część uciekła też na południe. Od tego czasu, jako
naród, a nawet jako nazwa historyczna, znikają z historii Europy, jakby nagle
się rozpłynęli - co jest nie mającym precedensu fenomenem w dziejach świata,
zwłaszcza, że to „zniknięcie” dotyczy około czterdziestu milionów ludzi! Wytłumaczenie jest proste: Chazarzy nie
znikli, ale „zmienili nazwisko”. Oto na przełomie VII i VIII stulecia, Kaganat
Chazarski (od słowa kagan tj. przywódca) wszedł w okres walk wewnętrznych i
osłabienia. Panujący wówczas chan Bulan, świadom tych zagrożeń, podjął próbę
umocnienia państwa przez przyjęcie w 730 r. jednej z trzech religii
monoteistycznych, jako religii państwowej Chazarów. Pod wpływem rabinów
konstantynopolskich, wybór padł na judaizm (był to już judaizm talmudyczny, nie
biblijny). Jaki głębokie były skutki tej przemiany, świadczyć może fakt, że w
najdawniejszych rusińskich legendach często pojawia się zwrot: „Wielki
Żydowin”, z którym rusińscy wojownicy toczyli potyczki obronne na „Dzikich
Polach”. W roli tej nie występuje
jednak, wbrew nazwie, ani Żyd-semita,
ani też typowy tatarski wojownik, ale
połączenie ich obu: Chazar „przechrzczony”
na judaizm. Ci Żydzi chazarscy byli obecni na terenie Rusi
przez długie wieki, potężnie wpływając poprzez filiacje międzynarodowe oraz swój system wszechstronnego
kształcenia, na jej dzieje. Prof. Henryk Paszkiewicz podaje, iż przed
przyjęciem chrześcijaństwa przez Włodzimierza Wielkiego w 998 r., usiłowali go
nakłonic do przyjęcia judaizmu jako religii państwowej (por. Henryk Paszkiewicz: Początki Rusi. Kraków, 1996).
Ich typowa dla koczowniczych ludów ruchliwość, talent do handlu, trudnienie się lichwą, sieć kontaktów z innymi narodami, gdzie mieli
swoich ziomków wywoływały niechęć u miejscowych i pogardę chrześcijańskiego
rycerstwa. W XI w. odbyły się na Rusi pierwsze pogromy Chazarów, a potem wygnanie
ich z Kijowa przez Włodzimierza Monomacha, za nadużycia przy lichwie. Chroniąc
się przed niechęcią Rusinów a także wskutek najazdów mongolskich ze wschodu, wielu
wywędrowało na zachód, m.in. do Polski, gdzie dali początek osadnictwu
„żydowskiemu” na wschodnich kresach Rzeczpospolitej. Większość z nich posługiwała
się biegle językiem chazarskim na równi z hebrajskim, czego dowodem jest tzw.
List Kijowski, opublikowany w 1982 r. przez prof. Normalna Golba z Uniwersytetu
Chicagowskiego. Jest to list rekomendacyjny, spisany po hebrajsku na pergaminie
przez zwierzchników gminy żydowskiej i zaopatrzony w tzw. runy chazarskie.
Również chazarskie są imiona spisujących go rabinów. Dokument ten jednoznacznie
wskazuje na związek pomiędzy kulturą żydowską i chazarską. Jednak ta dająca im pewne
przewagi podwójna tożsamość, miała także dwojakie negatywne następstwa:
odrzucani byli przez świat chrześcijański nie tylko jako żydzi, ale też jako
nosiciele obcej mentalności: spadkobiercy
obyczajów, będących mieszaniną turecko-tatarską i orientalnej skłonności do okultyzmu. Również posługiwanie
się – i to aż dwoma - niezrozumiałymi dla Słowian językami, tworzyło wokół nich
podwójnie uszczelniony pas zabezpieczeń przed infiltracją, dając w efekcie społeczność
duchowo zatrzaśniętą, coraz mocniej związującą się nićmi niemal „rytualnej” lojalności względem
„swoich” i prawie nieprzenikliwą dla procesów
asymilacji ze społeczeństwem, wewnątrz którego przebywali (patrz – polscy
Karaimi).
Aszkenazi
Obecnie ocenia się, że ponad 80 % populacji
żydowskiej na świecie to „aszkenazyjskie” grupy chazarskich Żydów, różniących
się od Żydów południowo-zachodniej grupy („śródziemnomorskiej”), zwanej
„sefardyjską”. Nazwa „aszkenazi” wywodzi się od Aszkanaza, jednego
z trzech synów Gomera z biblijnej Księgi Rodzaju, który w
księgach rabinicznych uważany jest za protoplastę wielu ludów indoeuropejskich,
m.in.: Scytów, Germanów,
Skandynawów. Należy bowiem podkreślić,
że znaczna część migracji Żydów chazarskich na zachód nie kończyła się na
Ukrainie, Białorusi, w Polsce czy Czechach, ale miała charakter o wiele
bardziej „międzynarodowy”, tworząc skupiska także w Europie Północnej, Francji,
na Węgrzech i wśród plemion posługujących się językiem germańskim. W Niemczech, główne ośrodki żydowskiego
nauczania skupiły się w miastach wzdłuż Renu: Spirze, Wormacji i Moguncji. Tak
powstał język jidysz, będący mieszanką dialektu hoch Deutsch z językami
słowiańskimi, głównie ruskim i polskim, zapisywany alfabetem hebrajskim. Oprócz
hebrajskiego i chazarskiego, pojawił się więc i trzeci hermetyczny język
mniejszości aszkenazyjskiej, który w ciągu paru stuleci stał się lingua Franca społeczności
żydowskiej na całym świecie. Jak ekspansywna była ta migracja aszkenazyjska z
ich macierzy nad Donem i Wołgą, uświadamia nam fakt, że w XI wieku Żydzi
aszkenazyjscy stanowili jedynie 3% światowej populacji żydowskiej, gdy w 1931
roku już ok. 92%.
Dziś, większość światowych wspólnot żydowskich,
z wyjątkiem regionu Morza Śródziemnego, to wspólnoty aszkenazyjskie. W
Polsce, już w latach 1930. XX wieku pisał o ich chazarskim rodowodzie prof. Feliks
Konieczny, w swych w niewydanych za życia dziełach „Cywilizacja bizantyńska” i „Cywilizacja
żydowska”. W latach późniejszych, problemem tym zajmowali się również inni
znawcy światowi, m.in. profesor historii
średniowiecznej Uniwersytetu w Tel Aviwie, Abraham Poljak (The Khazar Conversion to
Judaism, czasopismo Zion, Jerozolima 1941), profesor etnografii Uniwersytetu w
Budapeszcie i Jerozolimie, rabin Raphael
Patai w niezliczonych dziełach o żydowskiej tożsamości etnicznej i duchowej,
czy profesor Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, Douglas Morton, nazywany „the
most esteemed scholar of the Khazar Monarchy” (najbardziej szanowanym znawcą
Monarchii Chazarskiej) w swoich The Khazars, Nowy Jork 1966 czy The History of the Jewish
Khazars, Nowy Jork 1967 Największy jednak rozgłos – zapewne przez sławne
nazwisko autora – zdobyło dzieło brytyjskiego pisarza Artura Koestlera: „Trzynaste
pokolenie” (The Thirteenth Tribe, Londyn 1976). Narobiło ono sporo zamieszania i
do dziś jest niechętnie cytowane w światowej społeczności żydowskiej, ściągnąwszy
gwałtowną krytykę na głowę autora – szczęśliwie chronionego przez swą światową
renomę. Koestler, sam będąc aszkenazyjskim Żydem urodzonym w Budapeszcie,
wykazuje, w świetle nie dających się zakwestionować dowodów, iż zarówno on, jak
i jego rodacy – Żydzi aszkenazyjscy - nie są semitami, ale w prostej linii
potomkami Chazarów. Czy to możliwe – zapytuje - aby tak silne plemię, które stworzyło
istniejące przez wiele stuleci i największe we wczesnym średniowieczu euroazjatyckie
państwo, mogło zniknąć bez śladu? Otóż nie – odpowiada. Na skutek zdarzeń
historycznych, przenieśli się oni do Europy Środkowej, dołączając do swych
rodaków, wcześniej zagarniętych przez Świętopełka. Ci przesiedleńcy, znani w
Polsce i na Ukrainie jako „Żydzi”, nie są więc Żydami w znaczeniu etnicznym, ale
– dowodzi Koestler – jedynie tataro-turkami wyznania „mojżeszowego” (wzięte w
nawias, z powodu przesiąknięcia religii Starego Przymierza późniejszym nauczaniem
rabinackim, okultyzmem i kabałą). Poza
bowiem powikłaniem swojej tożsamości etnicznej - jako ludu ugro-fińsko/tureckiego,
a nie semickiego – „żydzi” chazarscy nie mogą się też legitymować religijną tożsamością
„dzieci Abrahama” - należąc do formacji o wiele późniejszej,
talmudyczno-kabalistycznej.
New World Order?
Fakty te, na Zachodzie są znane i szeroko
dyskutowane na stronicach książek i periodyków. W Polsce – otacza je tchórzliwe
milczenie publicystów i ludzi nauki, jak gdyby Polacy nie mieli prawa do tej samej
wiedzy, którą gdzie indziej upowszechnia się bez skrępowania. Przynajmniej od czasu
sławetnych „dzieł” p. Grossa, opinia publiczna w Polsce jest terroryzowane najbardziej
prymitywną odmianą politycznej
poprawności i autocenzury. Wyklucza ona dyskurs na poziomie wyższym, niż obrzucenie
interlokutora wyzwiskami typu „oszołom”, „antysemita” lub „faszysta” – w tym
szczególnie specjalizuje się środowisko Krytyki Politycznej i Gazety Wyborczej.
Bez odkłamania tej części splecionej w węzeł historii polskiej, ukraińskiej i
żydowskiej – co na szczęście, zawdzięczamy wymienionym wyżej i w większości aszkenazyjskiego pochodzenia, XX-wiecznym
znawcom etnografii, historii i religii żydowskiej - niemożliwe jest zrozumienie procesów
duchowych, intelektualnych i w
konsekwencji politycznych, które przez minione wieki targały terenem Europy Środkowo-Wschodniej,
przyczyniając się również do powstania i ewolucji ruchu ukraińskiego. Dzisiejszy Polak nie może pozwolić sobie na
niewiedzę w sprawach tak kluczowych, jak tradycje judaizanckie i chazarskie pobliskiej
Ukrainy – oparte, co starałem się wykazać, o kulturowo i językowo
nieprzenikliwe a wrogie chrześcijaństwu,
zwłaszcza katolicyzmowi, środowiska działające w tej części Europy. Pamiętać
winien o roli, jaką Ruś i jej spadkobierczyni Rosja wraz z kozaczyzną, odegrały
w rozbijaniu Rzeczpospolitej szlacheckiej; we wspieraniu wrogiej Polsce
polityki protestanckiej Szwecji i opartej na antykatolickim paradygmacie polityki
rozbiorowej trzech absolutyzmów; także - o 150-letniej historii walki z polskością
(ergo: z katolicką tożsamością), nie
pomijając, mających być treścią przyszłego omówienia, krwawych ukraińskich
akcji paramilitarnych przeciw II
Rzeczpospolitej, inspirowanych z jednej strony przez Komintern, a z drugiej przez Abwehrę, a także tej najstraszliwszej i do dziś niezagojonej
rany stosunków polsko-ukraińskich: ludobójstwa Polaków na Wołyniu czasu
wojny…
W świetle tych spraw, których gąszcz i
zagmatwanie wymagałoby o wiele szerszego
omówienia, dzisiejsze upatrzenie sobie Ukrainy przez jawne i ukryte ośrodki
władzy w Europie i na świecie – tej rozdzieranej sprzecznościami i niepewnej o
swój los, niepewnej swojej tożsamości i podatnej na kolejne fale nacjonalizmu
Ukrainy - jako osi przebudowy całej Europy Środkowej w duchu złowieszczego,
pachnącego nihilizmem eksperymentu, który prezydent Bush senior radośnie nazwał
Nowym Porządkiem Świata (New World Order
- President Bush's speech to Congress, March
1991 http://www.al-bab.com/arab/docs/pal/pal10.htm
) - wydaje się co najmniej nieprzypadkowe.
(koniec części pierwszej)
opublikowano za zgodą Autora